wtorek, 1 grudnia 2015

Księga II section IV

MARA
Cela była, jak dla mnie, zbyt mała. W kącie znajdowała się sterta siania i wiadro z wodą. A co ja koń jestem?! Jednak czułam taką suchość w gardle. Chciałam się podnieść, ale ogromny ból przenik moje ciało. Czułam, jak całe plecy mi pulsują. Sięgnęłam ręką, jednak nic nie wyczułam. Wsparłam się na łokciach, zaciskając zęby. Wyprostowałam ręce i podciągnęłam do siebie nogi. Usłyszałam zgrzyt metalu. Kostki miałam zakute w metalowe bransolety, które przez łańcuchy były przymocowane do ściany. Jakim cudem ja... Ostatnie co pamiętam to, jak walczyłam z Leonadami i ten ból w plecach. Z tego co mówił mi Szatan, Kaim i Seriel zabrali mnie do Welfix, zaopiekowali się mną i zaprowadzili do miasta Leniwer. Ale chyba niezbyt ciepło mnie ugościli.
Zebrałam się w sobie i stanęłam, szumiąc łańcuchami. Zrobiłam krok i zakręciło mi się głowie. Ledwo utrzymałam równowagę. Jestem taka osłabiona, muszę się czegoś napić. Podeszłam do wiaderka z wodą. Sam smród mnie odpychał, ale byłam taka spragniona. Nachyliłam się i ujrzałam swoje odbicie. Skórę miałam białą, jak mąka, czarne oczy i wory pod nimi. Zrobiłam ręką "łyżeczkę" i już miałam nabierać wody, kiedy usłyszałam:
- Nie radzę tego pić.
Odwróciłam się i spomiędzy krat ujrzałam siedzącą kobietę. Znajdowała się w celi na przeciwko i żuła siano. W dłoniach przeplatała źdźbła i robiła z nich warkoczyk.
- Czemu? – spytałam zaskoczona.
- Każde wiadro z wodą jest zatrute. Im więcej wypijesz, tym szybciej umrzesz. - odpowiedziała odwracając się do mnie.
 Miała jasne oczy, wręcz białe. Nawet źrenice miała szare. Uśmiechnęła się do mnie przyjacielsko patrząc w dal. Miała blond loki sięgające do ramion. Ubrana była w podarte spodnie ze skóry i zwiewną, białą koszule. Znaczy, kiedyś napewno była biała.
- Skąd wiedziałaś, że sięgam po wodę, skoro jesteś... no... – słowa utkwiły mi gardle, ponieważ nie chciałam jej urazić.
- Ślepa? Spokojnie przyzwyczaiłam się do tego określenia. A wiem, bo słucham. Najpierw wstałaś i zatrzeszczałaś łańcuchami, później podeszłaś do wiaderka stawiając kroki i pewnie nie zauważyłaś, ale nadepnęłaś siano. A siano jest tam, gdzie woda.
- Masz nadzwyczajny słuch. - powiedziałam zachrypłym głosem.
- Dziękuję, słyszałam to już tyle razy. Nie czuję się wtedy takim wyrzutkiem.
Podeszłam do kraty i chwyciłam za pręty.
- Wyrzutkiem? – znów spytałam z zaskoczeniem.
- W tych czasach potrzebny jest dobry wzrok, słuch i siła, a ja mam tylko to jedno. - pod jej włosami nagle coś się poruszyło. - Wskazówki zegara wskazały dwunastą w południe, zaraz zacznie się audycja.
- To tu są zegarki?! - zdziwiłam się.
- To jest pytanie retoryczne czy straciłaś pamięć? Chyba, że jesteś...
- Yyy... musiałam przywalić głową w coś i trochę mi się pomieszało wszystko. - próbowałam  jakoś wybrnąć.
Nagle na ścianie mojej celi pojawił się obraz. Nie wiem skąd, ani jak, ale jedno mnie przerażało. Ukazana była sala tronowa. Najwyżej znajdował się tron z żelaznymi skrzydłami, na którym siedział król. Leodegar z szerokim uśmiechem machał do tłumu. Obok niego znajdowały się dwa mniejsze trony. Na jednym z nich siedziała rudowłosa kobieta. A drugim zaś Kaim... Ale inny. Miał teraz czarne włosy i ubrany był w szaty królewskie. Na każdym palcu miał pierścień z innym kolorem kamienia szlachetnego. Nagle król wstał i krzycząc mówił:
- A o to mi mój syn, Kaim William Potężny I - w myślach dodał: Daj boże, żeby i ostatni. - W końcu go znaleźliśmy. Był więziony przez Wyklętych. Jeszcze kilka dni, a umarłby w męczarniach.
Jak on może tak łgać? Jest królem i wciska taki kit poddanym. Już dawno powinni go obalić. W dodatku oczernia Wyklętych!
- ... Calena. Narzeczona mojego syna. Jutro oficjalne zaślubiny. Zaproszeni są aniołowie największej arystokracji, a każdy poddany otrzyma sakiewkę złota!
W tle było słychać wiwaty i okrzyki na cześć króla. Kaim ma narzeczoną?! Jak on mógł?! Nawet nie zauważyłam, kiedy łzy zaczęły cieknąć mi ciurkiem po policzkach. Wszystko to co nas spotkało... Darował mi życie, uratował mnie i zaopiekował się mną, tylko po to, żebym teraz umarła w celi jego zamku? A ja głupia myślałam, że coś mogłoby być między nami. Znowu to samo. Znów złamano mi serce! Najpierw Fabian, teraz on. Co ja takiego zrobiłam? Oczywiście oprócz kilku zabójstw i kłamstw. Może miłość nie jest dana demonom? Już nigdy się nie zakocham, nigdy!
Zakryłam oczy dłońmi i zsunęłam się na betonową podłogę. Nie mogłam przestać płakać.
- Nie płacz, nie jesteś jedyna. Czasami wypuszczają więźniów. - powiedziała dziewczyna.
Czasami? CZASAMI?! Jestem demonem i nie pozwolę się więzić! Smutek szybko znikł, a na jego miejscu pojawił się gniew. Nieograniczona wściekłość wypełniła każdą cząstkę mojego ciała. Wszystkie żyły poczerniały i wystawały ponad skórę. Chwyciłam za metalowe obręcze i zerwałam. Rzuciłam nimi w wiadro z wodą. Na dźwięk brzdęku dziewczyna w drugiej celi niespokojnie się poruszyła.
- Co się dzieje? - spytała zdenerwowana.
- Uciekamy. - oznajmiłam, rozrywając sukienkę.
Teraz sięgała mi do kolan, a rękawów już w ogóle nie miałam. Wstałam i strzepałam resztki siania i kurzu z siebie. Podeszłam do kraty i chwyciłam za dwa pręty, które z łatwością rozchyliłam na boki. Przeszłam przez otwór i rozkazałam niewidomej:
- Wstawaj, znowu posłuchasz odgłosów natury.
- Jak się wydostałaś? – spytała rozglądając się na boki.
- Wytłumaczę ci kiedyś. - odpowiedziałam chwytając za kratę dzielącą mnie od niej.
Szarpnęłam i wyrwałam metalową ścianę. Odrzuciłam ją w bok i pomogłam dziewczynie wstać.
- Zabiją nas. - powiedziała trzęsąc się.
- Niech tylko spróbują cię dotknąć, a ich rozszarpie.
- Kim jesteś? – oczy zaczęły zachodzić jej łzami.
Nie miałam zamiaru prowadzić dalej konwersacji. Chwyciłam niewidomą na rękę i prowadziłam do wyjścia. Nagle usłyszałam kroki. Przede mną pojawił się rycerz. Momentalnie wyciągnął miecz i skierował go na nas.
- Stój tu. - powiedziałam do towarzyszki.
Rozłożyłam katany i odparłam jego atak. Kopnęłam go w brzuch i cofnął się kilka kroków. Ruszyłam w jego kierunku i szybkim ruchem przeszyłam mu hełm na wylot. Krew opryskała mi twarz i suknie. Pomimo tego pobrudził też ściany. Wstydziłby się.
Mocnym kopniakiem wyważyłam drzwi. Słońce tak mocno świeciło, że zabolały mnie oczy. Przebiegłyśmy szybko i ukryłyśmy się za wozem z warzywami. Zwinęłam katany w pierścionki. Do lochów wbiegło pięciu rycerzy. Udało nam się. Dobrze, że uciekłyśmy inaczej nie dałabym im rady. Jestem zbyt osłabiona na walkę z tyloma przeciwnikami.
Niewidoma wciąż cała się trzęsła. Nie wypowiedziała ani słowa od momentu, kiedy usłyszała przeraźliwy krzyk anioła. Nagle przyszedł właściciel wozu. Widząc krew na moim ciele i ubraniu wrzasnął. Aniołowie skierowali wzrok na niego. Mara, myśl szybko! Rzuciłam się mężczyźnie w ramiona i powiedziałam:
- Kochanie, też się cieszę, że cię widzę!
Jedną ręką miażdżyłam mu gardło, a drugą przytrzymałam za koszule, żeby się nie zsunął. Kiedy straciliśmy zainteresowanie, położyłam go obok niewidomej. Rękami zaczęła go dotykać. Dotarła do szyi. Jej wyraz twarzy był dziwny. Najpierw przerażenie, potem zaciekawienie i znów smutek. Porozglądałam się dookoła i zaczęłam zdzierać z anioła ubrania. Był gruby, więc sama jego bluzka wystarczyła, żeby zakryć niewidomą od głowy do kolan. Dobra, ona jest załatwiona. Teraz zostaje kwestia mojego ubioru... Na początku ta krew. Skoro panuje nad wodą, to może...?   
Przyłożyłam rękę do piersi i jakbym ciągnęła za niewidzialną nitkę, odsuwałam ją powoli. Kropelki krwi odkleiły się od sukienki i złączyły w lewitującą, czerwoną kule. Przekształciłam ją na kilka mniejszych i skierowałam do buzi. Mmmm, prawie zapomniałam,  jaka jest pyszna. Dodało mi to trochę sił, ale niezbyt wystarczająco. Zasłoniłam nieco twarz włosami i powiedziałam:
- Musisz się trochę przygarbić i udawać starą kobietę.
- Po co? – spytałam łamiącym się głosem.
- Chcesz się stąd wydostać czy nie? – moja irytacja jej zachowaniem rosła z każdą sekundą.
Nie odpowiedziała. Zgarbiła się i wyciągnęła rękę. Wyszyłyśmy za wozu i ruszyłyśmy w stronę bramy. Jak na razie szło nam świetnie. Nikt nie zwracał na nas uwagi, jednak przy bramie... Anioł w srebrnej zbroi złapał mnie za ramie i zapytał:
- Może pomóc panią jakoś? – spytał surowym głosem.
Serce biło mi milion razy na minutę. Czułam, jak pot spływa mi po plecach. Postanowiłam zebrać się w sobie, gdy nagle niewidoma powiedziała babcinym głosem:
- Dziękuję synu, ale poradzimy sobie. Dziecko mogłabyś znaleźć sobie takie miłego męża.
Czułam, robię się cała czerwona. Anioł tylko uśmiechnął się szeroko i przepuścił nas. Przeszłyśmy jeszcze kilka kroków, kiedy powietrze rozdarł krzyk rycerza. Przyśpieszyłam, ciągnąć za sobą niewidomą. Nie dawała rady, musiałam coś wymyślić. Przebiegałyśmy właśnie koło stajni.
Jechałyśmy na czarnym wierzchowcu, gonione przez chyba dziesięciu aniołów. Nie rozumiem czemu skrzydeł nie wyciągną. Sama bym to z chęcią zrobiła, ale wciąż czułam ból w plecach.
Kiedy wbiegłyśmy do lasu, wstrzymali pościg. Gnałyśmy jeszcze ponad dobrą godzinę. Księżyc był już wysoko na niebie, gdy zsiadłyśmy z konia. Przywiązałam go do drzewa. Niewidoma siedziała na trawie cała roztrzęsiona. Nazbierałam drewna i ułożyłam na kupce. Z dłoni wystrzeliłam ogniem. Siedziałyśmy tak w ciszy, gdy nagle...
------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś pozostaw komentarz, bardzo mnie to motywuje. :)
Tajemnicza niewidoma? Delikatna osóbka czy może oszustka? I co sądzicie o związku Caleny i Kaima? 

2 komentarze:

  1. Niewidoma skradła moje serducho!
    A jeżeli chodzi o Celanę.... Nie lubię jej
    Kaim.... Kocham go, a jednocześnie nienawidzę....
    Skończyłaś..... Okropieństwo !
    Czekam na next i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Również nie przepadam za postacią Caleny :/ a jeśli chodzi o Mare to spotka ją jeszcze kilka niemiłych wydarzeń związanych z Kaimem. Dziękuję i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń