niedziela, 27 września 2015

LBA #2

Bardzo dziękuję za nominacje Rebel P., blog: http://pattystoriespatty.blogspot.com
Pytania:
1. Jakiej muzyki słuchasz?
Rock i metal to moim zdaniem najlepsze gatunki muzyczne ;)
2. Jakie lektury szkolne masz do przeczytania?
A nawet nie wiem, ale na szczęście jest ich tylko 4 :>

3. Czy rodzina wie, że masz bloga?
Wie tylko mama i kuzynka :)

4. Masz rodzeństwo (jeśli tak, to kogo)?
Jestem jedynaczką.
5. Lektura szkolna, która najbardziej podobała ci się w poprzedniej klasie?
Żadna lektura szkolna mi się nie podoba :) Gardzę książkami, które MUSZĘ przeczytać.
6. Kiedy masz urodziny?
27 listopada.
Nominuję:
  • http://wehavetosurvive.blogspot.com
  • http://czernnocy.blogspot.com
  • http://ostatnia-dynastia.blogspot.com
 Pytania:
1. Co sądzisz o lekturach szkolnych? Czy przymus czytania ich jest dobry czy nie?
2. W której jesteś klasie?
3. Jakiej słuchasz muzyki? Czy twój strój świadczy o tym, że słuchasz konkretnie tej muzyki?
4. Twoi znajomi wiedzą, że masz bloga?
5. Lubisz książki romantyczne?
6. Masz jakieś zwierzęta?


POWODZENIA! :)

piątek, 25 września 2015

Księga I section XVIII

MARA
Fabian stał w rozkroku z wycelowanym mieczem w wilka. W jego zielonych oczach pojawił się strach. Ręce zaczęły mu się trząść. Kiba znajdował się za mną i szczerzył kły.
- Maro, odsuń się od tego wilkora. - powiedział anioł.
- Fabian to jest mój przyjaciel, nic mi nie zrobi. - odparłam.
- Tak ci się tylko wydaje. Wilkory to przebiegłe istoty. Są szkolone przez aniołów do tropienia swoich ofiar, by później zrobić z nią to, co rozkazał im treser.
I co ja mam teraz zrobić? Ufam Fabianowi. Nie musiał mi mówić, jak zdenerwować Teodora, a jednak to zrobił. Poza tym po co miałby mnie okłamywać? Pochodzi z Welfix i wie dużo więcej niż ja. Ale przez cały ten czas Kiba zachowywał się normalnie i ani razu nie zrobił mi krzywdy. Był opiekuńczy i kochany. A co jeśli wilk został wyszkolony do tropienia demonów? I codziennie pilnuje mnie, żebym nie uciekła? Im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej wątpiłam w niewinność Kiby. Po chwili odwróciłam się do niego. Te niebieskie oczy coś mi mówiły. Wydawały się takie znajome. Już wiem...
Szybko odsunęłam się od wilkora i stanęłam za Fabianem. On wciąż mierzył mieczem w stronę wilka. Kiba natomiast przestał warczeć. Próbował nawiązać ze mną kontakt wzrokowy, ale za każdym razem odwracałam głowę. Wiedziałam, że w końcu pęknę, więc powiedziałam:
- Fabian przegoń go.
Anioł rzucił się na niego. Kiba robił szybkie uniki i nie dał się zranić. Fabian ciął bez chwili przerwy. Po kilku minutach był cały mokry od potu. Wilkor w końcu zrozumiał, że musi odejść. Podniósł głowę do góry i żałośnie zawył. Po czym pobiegł przed siebie. Gdzieś w głębi chciałam, żeby wrócił. Ale na to już było za późno.
Fabian odprowadził mnie do domu. Przez całą drogę nie wymieniliśmy ani jednego słowa. Łzy lały mi się strumieniami. Nie potrafiłam ich powstrzymać. W końcu dotarliśmy do celu. Kiedy miałam już zamykać drzwi, nagle znalazł się w nich czarny but. Spojrzałam na Fabiana, a on spytał:
- Mogę wejść?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
WILK
Cholerny anioł. Wszystko skomplikował. Teraz jeszcze trudniej będzie mi wykonać misje. I co ja powiem Królowi? Został mi tydzień, a później Trina może się przegnać z życiem. Nie mogę na to pozwolić. Zamiast od razu wziąć się do roboty, to obijałem się jedząc szynkę. Może jeśli uda mi się naprawić tą przyjaźń, to zrealizuję zadanie. Muszę je wykonać, inaczej... Nawet o tym nie myśl! rozkazałem sobie. A jeśli zawiodę... Co wtedy? Moje życie straci sens. Świat straci swoje barwne kolory. Całe szczęście z niego uleci i już nigdy nie wróci. Uniosłem głowę do góry i zacząłem żałośnie wyć. Dzielą nas dwa światy, ale może gdzieś tam w głębi siebie mnie słyszy?
Nagle pojawiła się przede mną ciemna, skrzydlata postać. Najeżyłem się i wyszczerzyłem kły. Nie był sam. Przyprowadził ze sobą pięciu kolegów. W tym samym czasie wszyscy razem rzucili się na mnie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~           MARA
Razem z Fabianem siedziałam w kuchni przy stole. Stała na nim lira wódki i dwie szklanki. Butelka była już w 3/4 pusta, ponieważ chciałam, jak najszybciej pozbyć się bólu. Bólu, który towarzyszy mi od samego początku przemiany. Bólu, którego nigdy nie chciałam. Bólu bycia samej. Niby miałam Fabiana, ale to nie było to samo, co z Lunasem czy Kibą. Nagle zdałam sobie sprawę, że wraz z przemianą wzmocniła mi się głowa. Kręciło mi się i obraz stracił ostrość, ale po takiej ilości alkoholu już dawno powinnam była spać. Fabian w końcu zabrał butelkę i powiedział:
- Wystarczy, bo za chwilę nie będziesz w stanie nawet palcem ruszyć.
- Ja nie dam rady?! - krzyknęłam na cały dom i walnęłam pięścią w stół, zostawiając głęboki dołek.
- Uspokój się. - nakazał mi anioł. - A teraz posłuchaj. Kiedy jedna z moich opatrywała ci rany, pobrała ci krew do badań. Sprawdzaliśmy czy nie masz może jakiegoś zakarzenia.
Momentalnie wytrzeźwiałam. Fabian mógł dzięki temu poznać moje DNA. A co tam DNA... Mógł wszystko o mnie wiedzieć. Co jem, jak szybko się regeneruje i na co jestem odporna.
- Od jak dawna już wiecie? – spytałam łamiącym się głosem.
- Od incydentu z Ciapką. – odparł sucho.
- Czemu dopiero teraz Fabian?
- Musiałem to wszystko dokładnie przemyśleć. Maro, ja cię kocham i nie obchodzi mnie to kim jesteś.
Po tych słowach przybliżył się do mnie i objął ramieniem. Przyłożył swoje czoło do mojego i patrzyliśmy sobie w oczy. W końcu mnie pocałował. Ale nie był to czuły pocałunek. Był taki... nijaki, zwykły. Próbowałam się odsunąć od niego, lecz on co raz bardziej na mnie nacierał. Jedną ręką wciąż mnie obejmował, a drugą skierował w kierunku tyłka. Strasznie się napalił. Wpychał mi język aż do gardła. W końcu się wkurzyłam i odgryzłam mu ten język. Odsunął się ode mnie i krzyczał na cały głos, plując przy tym krwią. Ja w tym czasie wyplułam wiotki mięsień. Fabian klęczał na podłodze zatykając usta. Czerna ciecz lała się pomiędzy jego palcami, a łzy kapały z oczu. 
Nagle do domu wpadło dwóch Auxilimistów. Każdy z nich miał kastety na pięściach. Wysoki blondyn podszedł do Fabiana, że sprawdzić jak z nim. Ten odepchnął go i podszedł do mnie. Chwycił mnie zakrwawioną dłonią za szyje. Ścisnął ją z całej siły. Próbowałam się jakoś uwolnić, ale przez ten alkohol znacznie osłabłam. Drugą ręką dał znak, żeby ktoś wszedł.
Do kuchni weszło czterech Auxilimistów. Każdy z nich ciągnął za łańcuch. Dwa z nich na końcach były obwiązane na łapach Kiby, trzeci wokół szyi a czwarty wokół brzucha. Futro miał potargane i zakrwawione w kilku miejscach. Nie ruszał się. Dało się słyszeć tylko ciche jęknięcia z bólu.
Wyrywałam się jeszcze bardziej. Chciałam pomóc Kibie. Uwolnić go i wyleczyć. Wbiłam Fabianowi paznokcie w dłoń. Puścił mnie, a ja chwiejnym krokiem szybko podeszłam do wilka. Wtedy blondwłosy anioł przywalił mi kastetem w brzuch. Upadłam i razem z kolegą okładali mnie pięściami. Połamali mi żebra, złamali lewą ręką i podbili prawe oko. Zwijałam się bólu. Nie miałam nawet sił krzyczeć. Błagałam ich, żeby przestali, ale oni nie przerywali. Po pięciu minutach Fabian dał im znak ręką, żeby przestali. Podszedł do mnie, uklęknął i chwycił moją twarz dłonią.
"Jak wiesz mamy również informacje o twoich talentach, więc powinnaś mnie słyszeć. Nie chciałem, żeby tak to wyglądało, ale sama się o to prosiłaś. Myślałem, że jeśli rozkocham cię w sobie, to szybciej do nas dołączysz. Ale najwidoczniej nie jesteś taka łatwa. Na początku mieliśmy plan, że Teodor pokona cię i daruje ci życie, pod warunkiem, że do nas dołączysz. Jednak jakimś cudem udało ci się go zabić. Właśnie wtedy postanowiliśmy, że wymyliśmy plan B. Jak nie po dobroci, to przemocą. Potrzebowaliśmy tylko kogoś na kim będzie ci zależeć. Ten twój wilczek był idealny. Wiec albo do nas dołączysz i pomożesz nam zlikwidować Leonadów albo ty i ten pies umrzecie. Wybieraj."
Fabian manipulował mną i oszukiwał przez ten cały czas. Udawał te wszystkie uczucia. Ośmieszył mnie, a ja wyszłam na zakochaną idotkę!. Nie daruje mu tego. Nienawidzę go! Adrenalina i agresja wypełniły każdą część mojego ciała. Czułam je nawet w kościach. Wszystkie moje żyły powychodziły na wierzch, nawet te na twarzy. Oczy zaszły czernią, a cały widziany przeze mnie obraz poczerwieniał. Pod nimi zrobiły się ciemne kręgi. Skóra mi zbladła, a usta pociemniały. Lecz nie wyglądałam, jak anorektyczka. To pewnie przez to, że piłam krew.
Szybkim ruchem chwyciłam Fabiana za ręką, którą przytrzymywał mi twarz i zmiażdżyłam ją. Zawył z bólu, plując krwią na lewo i prawo. Chwyciłam go za szyje i rzuciłam nim o ścianę. Nagle w moim kierunku ruszyła dwójka Auxmilistiów z kastetami. Jednego z nich odepchnęłam nogą, a w przypadku drugiego zrobiłam unik, chwyciłam za szyje i skręciłam mu kark. Na cały dom rozniósł się dźwięk łamanych kości. Kiedy jego ciało bezwładnie opadło, nachyliłam się i wbiłam kły w jego nadgarstek. Uporałam się z tym w kilka sekund. Nagle reszta aniołów rzuciła się na mnie. Przycisnęli mnie do podłogi, żebym nie mogła się ruszyć. Myśleli, że wygrali, gdy nagle rozbudziłam w sobie ogień i całe moje ciało płonęło. Podpaliłam przy tym dwójkę z nich. Biegali po całym pomieszczeniu krzycząc z bólu. Pozostali próbowali im pomóc, rozwalając kran w kuchni. Nie dość, że skrzywdzili mojego Kibe, to jeszcze chcą mi dom zalać? Oj, nie ma tak dobrze. Tupnęłam nogą w podłogę i wysunęłam ręce przed siebie. Przez podłogę przeszła fala i nogi trójki Auxilimistów pokryła ziemia, tworzące twarde stożki. Szamotali się, ale nic im to nie pomagało. Walili w to pięściami, ale wciąż byli unieruchomieni. Machnęłam ręką i stanęli w płomieniach. Teraz krzyki to już było słychać na całe Flam.
Kiedy na podłodze leżało już pięć płonących ciał, skropliłam parę wodą i uformowałam z niej kule, która znajdowała się pomiędzy moimi dłońmi. Podzieliłam ją na pięć mniejszych i zgasiłam płomienie. Wszyscy już? Nie, jeszcze jeden został. Fabian. Podeszłam do niego i przykucnęłam. Nie ruszał się. Miał złamany kręgosłup, ale widział i słyszał. Tyle mi wystarczy.
- I co teraz? Przegrałeś Fabian. Mogłeś wybrać. I wybrałeś śmierć, idioto. – powiedziałam, szczerząc czerwone kły.
Złapałam go za witką rękę i wbiłam się w nadgarstek. Wiedziałam, że nic nie czuł. Ale został ostatnim w tym pomieszczeniu z anielską krwią.
Zdjęłam z Kiby wszystkie łańcuchy. Zacisnęli je tak mocno, że na łapkach, szyi i brzuchu miał krwawe pręgi. Kiedy przejechałam mu dłonią po futrze, wyczułam wystające, połamane kości. Biedactwo. W dodatku jeszcze  tak podle go potraktowałam. Znów skropliłam wodę i zrobiłam taką jakby "rękawice" na dłoniach i przyłożyłam je do wilka. Momentalnie ciecz zajaśniała. Kiba jęknął z bólu, ale było widać, że mu ulżyło. Pod palcami czułam, jak kości się ruszają i scalają. Naderwane mięśnie wracały do stanu początkowego. Trwało to kilka minut.
Kiedy Kiba się podniósł, nie wiedziałam co zrobić. Na początku się uspokoiłam i wróciłam do normalnego wyglądu. No prawie. Byłam tylko cała w krwi i obolała. Nie wiem, kiedy ale moje kości same się naprawiły. Nagle Kiba polizał mnie po policzku i wyszedł przez otwarte drzwi.
Znów zostałam sama. Klęczałam na środku kuchni i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Opuściłam głowę w dół i zaczęłam szlochać. Spojrzałam na swoje dłonie. Niby czyste, ale całe we krwi. Matka miała racje. Jestem potworem. Jedyna żądza, jaką teraz odczuwam to żądza mordu. Głód, który z wiekiem będzie narastał. Staję się co raz bardziej niebezpieczna. Znienacka zaczęłam tracić wzrok. Oczy powoli zachodziły mi mgłą.
Znalazłam się w wielkim, jasnym pomieszczeniu. Nie była to jaskinia, jak sądziłam wcześniej. Był to pokój o kamiennej podłodze, po której płynęła lawa. Tym razem było czysto. Nie natknęłam się na żądne ludzkie szczątki. Na suficie wisiał ogromny żyrandol, zrobiony z setek tysięcy malutkich diamencików. Ściany pomieszczenia były pokryte gobelinami z scenami z życia każdego demona. Moją uwagę najbardziej przykuł ten z wielkim napisem „Mara”. Przedstawiona tam demonica o blond włosach i czarnych oczach. Przejechałam po nim ręką. Był wykonany z jedwabiu przeplatany złotą nicią. Czy ja na pewno trafiłam do podziemia?
Belial i Lewiatan, jak zwykle siedzieli na swoich miejscach. Tylko, że tym razem byli ubrani w garnitury, uczesani i pachnący. Wciągnęłam głęboko powietrze. Róża i krew. Jak zawsze, kiedy się tu zjawiałam kolejny tron był oświetlony. Siedział na nim mężczyzna z czarną aureolą nad głową. Miał krótkie brązowe włosy, czerwone oczy z czerwonymi pentagramami w źrenicach. Skórę miał w kolorze jasnego brązu. Jego duże usta były wykrzywione w smutku. Również miał na sobie garnitur. W kieszonce na piersi miał uschniętą różę.
Stanęłam przed trójką Wielkich.                                  „Kim jesteś?” spytałam w myślach.                  „Przypominasz mi bardzo Saturnine. Była piękną kobietą. Też miała takie czarne włosy, jako jedyna w Rzymie. Rada starszych sądziła, że to przez to, że zawarła pakt z Orkusem i wsadzili ją do więzienia, gdzie umarła. Pewnie myślisz, dlaczego ci to opowiadam? Ponieważ ona nie zawarła żądnej umowy, tylko zakochała się we mnie, a ja w niej. Widzieliśmy się raz, a już pałaliśmy wielką miłością do siebie. Przez tego cholernego Boga mogłem widzieć się z nią raz na wiek. Kiedy znów do niej przybyłem, leżała już dawno zagrzebana. Szukałem jej duszy, ale trafiła do niego… I teraz robi, jako Parobek. A ja od tamtego czasu podzielam ból ludzi, którym pękło serce. Ale moim głównym zadaniem jest pocieszanie demonów i rozbudzanie w nich jeszcze większego gniewu. Oj, przepraszam, gdzie moje maniery. Jam jest Lucyfer, jeden z czterech upadłych aniołów i jeden z czterech władców Podziemia. Chciałbym ci na koniec powiedzieć jeszcze jedno: Ktoś ci podskoczył? Znieważył cię? To nie krępuj się, tylko zabijaj bez namysłu! Do tego zostaliśmy stworzeni. Wiem, że dużo opowiedziałem o sobie, za to mało podałem ci wskazówek. To dlatego, że po raz pierwszy rozmawiam z kimś poprzez mgłę. A teraz żegnaj i obyś miała krwawe łowy.”
Po obudzeniu się, poszłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i już miałam zasypiać, kiedy ktoś pojawił się w moim oknie…
------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś pozostaw komentarz, bardzo mnie to motywuje. :)
Przepraszam, że tak długo nie było żadnego rozdziału. Mam tyle rzeczy na głowie teraz :( A w szczególności szkołę :/ 



wtorek, 8 września 2015

Księga I section XVII

MARA
- W całej Norwegii ataki na szkoły znacznie się zmniejszyły. W północnej części kraju nie ma ich już w ogóle. Uczniowie mogą w spokoju się edukować, co chyba niezbyt im się podoba. Nauczyciele pomimo tego, nadal trzymają telefony na biurkach, aby jak najszybciej wezwać policje. Jednakże takie zachowanie, wciąż powinni przejawiać pracownicy szkoły we Flam i okolic. Nie wiadomo z jakich przyczyn na tym terenie ataki zwiększyły trzykrotnie swoją ilość. Może to przez nową bohaterkę miejscowej szkoły? Swoim zachowaniem podbiła serce wielu ludzi, jak i narobiła sobie wrogów. Podpadła m.in. Auximilistą zabijając ich głównego dyrektora - Teodora Skawetyna. Co jeśli to ona jest przyczyną tych nagłych zmian? Czy nie lepiej było by się jej pozbyć? Według naszych doniesień nazywa się Mara Unique, ma piętnaście lat i ma na swoim koncie już nie jednego zabitego człowieka. Już dawno siedziałaby za kratkami i czekała na wyrok, gdyby nie fakt, że robiła to w obronie szkoły. Dla państwa mówiła, Frida Delung." - powiedziała dziennikarka.
Wyjęłam słuchawki z uszu i wyłączyłam radio w telefonie. Wredne media. Wszystko muszą wiedzieć. Zawsze wtrącają się tam, gdzie nie trzeba. Nagle zadzwonił dzwonek. Jaka to teraz lekcja? Religia...
Cała klasa była już w sali razem z księdzem, a ja stałam, jak sierota przed framugą drzwi. Powróciłam myślami do incydentu na ostatniej religii. Nie chciałam znów tego przeżywać. Najbardziej bałam się tego niewidzialnego uścisku na szyi. A poza tym, nie chce drugi raz oglądać mojej kanapki z szynką.
- Maro, wchodzisz do klasy czy nie? - zapytał ksiądz i gestem ręki zachęcał mnie do przyjścia.
Niepewnie zrobiłam jeden krok, potem drugi i trzeci. Stałam już za drzwiami. Nic się nie działo, więc odetchnęłam z ulgą i ruszyłam do ławki. Kiedy byłam na środku sali, to coś mnie dopadło. Znów czułam ucisk na szyi. Był dwa razy silniejszy, niż ostatnio. Padłam na podłogę i ledwo łapałam oddech. Nie mogłam ulec. Nie tym razem. Jestem demonem! pomyślałam i walnęłam pięścią w podłogę. Zaczęłam powoli się podnosić. Po chwili stałam już wyprostowana. Spojrzałam na krzyż nad drzwiami. Jestem dużo silniejsza, niż kawałek drewna. Wtedy niewidzialny uścisk znikł. Mogłam znów swobodnie oddychać.
Przez kolejne dwa dni pisałam sprawdziany z całej drugiej klasy z reszty przedmiotów. Z każdego z nich dostałam piątkę. Nauczyciele błagali mnie, żebym zapisała się na olimpiady, ponieważ sądzili, że mam wielki potencjał. Niektórzy z nich twierdzili, że moja pamięć to dar od Boga i nie mogę go zmarnować. Nawet wuefiści chcieli mnie na zawody zabrać.
W piątek ostatnią lekcją zawsze był wf. Jak zawsze poszłam do szatni się przebrać. Część dziewczyn nie dawało mi spokoju. Wypytywały, jakie to uczucie zabić człowieka i jak to jest być bohaterką. Na żadne z tych pytań nie odpowiedziałam. Przebierałam się w ciszy. Reszta z nich nawet do mnie nie podeszły. Stały w grupce i szeptały między sobą.
- Powinni ją w więzieniu zamknąć. - powiedziała po cichu Agnis.
- To przez nią są te ataki. Może oddajmy ją im jakoś... - zaproponowała Inga.
- W towarzystwie się nie szepcze! – krzyknęłam i puściłam im oczko.
Spojrzały na mnie, jakby je ktoś wrzątkiem oblał. Skończyły się przebierać i szybko wyszły z szatni. Kilka minut później ubrana w czarne dresy i podkoszulek oraz z warkoczem do pasa poszłam na pole za nimi.       
Pani od wf, Sanna Helich, od razu kazała zrobić pięć kółek wokół boiska. Dziewczyny niechętnie, ale biegły truchcikiem. Tylko ja biegłam sprintem. Zajęło mi to około minuty. Najlepsze było to, że nie miałam nawet zadyszki. Nauczycielka od razu do mnie podeszła.
- Dziewczyno ty pobiłaś pewnie z kilka rekordów! - Musisz jechać na zawody! Zmieciemy resztę szkół na proch! – krzyczała pełna entuzjazmu wymachując dziennikiem.
- Ale ja nie chce... - odparłam niepewnie.
- Ty sobie chyba żartujesz. - powiedziała oburzona.
- Nie. - oznajmiłam sucho i poszłam na małe boisko robić z dziewczynami rozgrzewkę.
Wszystko super, pięknie, gdyby nie jeden, mały problem. Na jednym z drzew koło mojej szkoły stał chłopak. Miał na sobie czarne jeansy, niebieską bluzkę i czarny, długi aż do ziemi płaszcz z kapturem, który miał na głowie. Na rękach miał białe rękawice do łokci. W jednej z dłoni trzymał długi i smukły miecz. Wyglądał, tak samo, jak moje. Kiedy zauważył, że go obserwuje, zaczął iść w moim kierunku, stukając obcasami o beton dużego boiska. Dłoń od razu powędrowała mi do prawego nadgarstka w poszukiwaniu bransoletki od Fabiana. Z przyzwyczajenia, kiedy się przebierałam zdjęłam ją. Jedyne co mi zostały to pierścionki od Lunasa...
Stanął na środku boiska i wyciągnął miecz przed siebie wskazując na mnie. Nie wiedziałam czy iść czy nie. Jeśli zaatakuje to będę musiała wysunąć moje katany. Ale nawet, jakbym to zrobiła, to i tak bym pewnie przegrała. Niezbyt umiem posługiwać się mieczem. Walkę z Teodorem wygrałam przez jego nieuwagę.
Byliśmy od siebie oddalenie o 3-4 metry. Przerastał mnie o kilka centymetrów. Ustawiłam się w rozkroku, żeby było mi lepiej zrobić unik, jeśli zaatakuje. Lecz on nawet nie drgnął, kiedy do niego podeszłam. Spod czarnego kaptura było widać tylko jego usta wykrzywione w uśmiechu. Przednie zęby miał lekko czerwone. Szybko oblizał je językiem i były śnieżnobiałe. Unosił się od niego zapach, którego nie znałam. Bardzo intensywny, ale przyjemny. Takie połączenie róży i krwi. Nagle opuścił miecz i zaśmiał się złowieszczo.
- 1000 sztuk złota za człowieka? I to jeszcze za takie truchełko? To będą najłatwiej zarobione pieniądze w moim życiu. - powiedział.
- O czym ty mówisz? - spytałam lekko zestresowana.
- Jestem płatnym zabójcą. Musiałaś strasznie podpaść Leonadom, skoro dają za ciebie tyle kasy.
- Że kim? Leonadom?
- Tak, to ci wasi "terroryści" napadający na szkołę. Tak powszechnie mówi się na nich w Welfix. Nazwa pochodzi od Leodegara Silnego. Dobra koniec pogaduszek. Spokojnie nie bój się, obiecuję, że nie będzie bolało. - zaśmiał się.
Po tych słowach pokręcił głową, żeby rozluźnić mięśnie. Dźwięk chrupania kości przyprawił mnie o ciarki. Obrócił miecz kilka razy w dłoni, przyglądając się swojemu odbiciu. Znów skierował wzrok na mnie. Sięgnął lewą ręką do karku, chwycił za materiał i ściągnął kaptur. Odebrało mi dech w piersiach.
Miał piękną, jasnoniebieską, bujną czuprynę. Grzywka była ścięta nie równo. Większość kosmyków zasłaniała oczy, ale było też kilka dłuższych. Z tyłu włosy sięgały mu do karku. Był strasznie blady. Twarz miał pociągłą, na której był średniej wielkości, lekko zadarty nosek i wąskie, bladoróżowe usta. I to co najbardziej mi się w nim spodobało. Oczy. Wokół źrenic tęczówki były wręcz czarne. Im dalej się oddalały, tym bardziej jasny miały kolor. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego odcienia błękitu. Chociaż...
Nagle zabójca poderwał się z miejsca i rzucił się na mnie z mieczem. W jednej sekundzie wysunęłam swoje katany i zablokowałam jego atak. Zaskoczyłam go tym. Odsunął się ode mnie i chyba sam próbował sobie wytłumaczyć, co właśnie się stało.
- Pierścienie... - szepnął.
Znów na mnie natarł. Ciął mieczem na wysokości mojej głowy. Szybko się schyliłam i chciałam podciąć mu nogi, ale podskoczył. Niezły jest. Zamachnął się kataną na wysokości moich żeber. Odarłam atak, obracając się przy okazji i uderzając go warkoczem w oczy. Rozwścieczyło go to. Rzucił miecz na boisko. Wystawił rękę przed siebie, wewnętrzną stroną do góry. Nagle z jego nadgarstka wystrzelił ostry kawałek metalu. Odbiłam go kataną. Po chwili nadleciała fala. Przed większością się obroniłam, ale cztery z nich utkwiło w moim ciele. Poczułam palący ból rozrywanych mięśni. Chwyciłam jedną z mini-strzał i szarpnęłam. Zrobiłam to samo z pozostałymi trzema. Ulżyłam trochę swoim cierpieniom. On w tym samym czasie stał i przyglądał mi się z uwagą. Kiedy się już pozbierałam i mogłam nadal walczyć, jego nie było. Zaczęłam się rozglądać po wszystkich stronach. Nagle poczułam zimno stali na gardle. Przycisnął nóż tak mocno, że przeciął mi skórę. Drugą ręką chwycił mnie za warkocz. Odwróciłam twarz, aby ostatni raz spojrzeć w te oczy. Wydawało mi się, że ta chwila trwała wieki.
Niespodziewanie odsunął nóż. Chwyciłam się za gardło, żeby je rozmasować. Podniosłam wzrok. Stał na przeciwko. Wyglądał, jakby zobaczył ducha. Szlag. Pewnie rozpoznał we mnie demona. Zarzucił szybko kaptur na głowę i nie tracąc kontaktu wzrokowego uciekł.
Wieczorem na mojej szyi pozostała jedynie blada kreska. Gorzej było z ranami od mini-strzał. Kiedy brałam kąpiel, wpadłam na pewien pomysł. Przyłożyłam rękę do rany. Ta zajaśniała bladoniebieskim blaskiem. Po kilku sekundach nie było śladu. Zrobiłam tak samo z pozostałymi obrażeniami. A więc to światło w morzu to ode mnie! Dar panowania nad wodą niesie ze sobą wielkie korzyści.
Późną nocną siedziałam już na górce za domem czekając na Kibe. Nazwałam tak mojego wilka. Dzisiaj trochę się spóźnił. Po raz pierwszy przyszedł z opuszczonym ogonem. Wstałam i podbiegłam do niego. Wtuliłam się w miękkie futro i powiedziałam:
- Nie smuć się, jestem przy tobie.
On, jako odpowiedz, przycisnął swój łeb do moich pleców. Kiedy go puściłam, położył się na ziemi. Usiadłam obok i oparłam się o jego szyje. Nagle trącił mnie nosem.
- Co jest? - zapytałem ze śmiechem.
Przyłożył czoło do mojego. Podrapałam go za uchem. W końcu zaczął merdać ogonem. Opowiedziałam mu co się dzisiaj wydarzyło. Gdy mówiłam o tym, jak niebiesko-włosy postrzelił mnie kilka razy, Kiba zaczął lizać moje dłonie.
- Spokojnie, nic mi nie jest. Potrafię... - słowa utkwiły mi w gardle.
Mam przecież zakaz mówienia komuś o tym, kim jestem i o moich umiejętnościach. Wiem, że Kiba na pewno nie jest z tego świata, ale może udało mu się jakoś przedostać tutaj. Jest zwierzęciem i nie potrafi mówić. A poza tym, tylko jego mam. No tak, jest jeszcze Fabian, ale od incydentu z Teodorem nie rozmawiałam z nim.
- Kiba... - zaczęłam - powiem ci coś, za co mogę zostać stracona. Obiecujesz, że nikomu nie powiesz? - spytałam, choć wiedziałam, że to nie potrzebne.
Wilk spojrzał na mnie tymi wielkimi, cielęcymi oczami i potaknął.
- Jestem de... demonem. – powiedziałam z lekkim jęknięciem.
Kiba z niedowierzaniem patrzył na mnie z dobre dziesięć minut. I ani razu nie mrugnął. Cisze przerwał dźwięk trzepotu skrzydeł. Nad nami latał zimorodek.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś pozostaw komentarz, bardzo mnie to motywuje. :)

niedziela, 6 września 2015

Księga I section XVI

MARA
Księżyc był wysoko na niebie, kiedy się obudziłam. Po mojej prawej stronie stał wielki, biały wilk. Był dwa razy większy niż normalny. Miał błękitne, jasne oczy. Zęby wyszczerzał w groźny sposób. Nachylał się lekko. Wyglądał, jakby przygotowywał się do skoku.
- Możesz mnie zabić. - powiedziałam. - I tak już ledwo, co żyje.
Skierowałam wzrok prosto na księżyc. Chciałam, żeby był to ostatni widok w moim życiu. Lepszego nie mogłam sobie wymarzyć. Czekałam cierpliwie, aż zwierzę się na mnie rzuci. Lecz nic się nie działo.
Wilk siedział spokojnie, wpatrzony we mnie. Miał na prawdę śliczne oczy. Nie jedna dziewczyna by mu pozazdrościła. Uśmiechnęłam się. W tym samym momencie zwierzę otworzyło pysk, wywaliło język na wierzch i zaczęło głośno oddychać. Rozbawiło mnie to.
Wyciągnęłam rękę do wilka. Momentalnie się cofnął i zawarczał. Jednak ja jej nie zabrałam. Czekałam na jego ruch. W końcu podszedł do niej, obwąchał ją i przyłożył do niej głowę. Kiedy się odsunął na jego czole został krwawy ślad dłoni.
- Przepraszam. - powiedziałam i cofnęłam rękę.
Wtedy ujrzał, że jest cała zakrwawiona. Podszedł bliżej i zaczął ją lizać. Miał o dziwo gładki język. Poruszał nim delikatnie i powoli. Było to bardzo przyjemne i odprężające. Oblizał mi wszystkie miejsca, na których była zaschnięta krew. Została mu jeszcze twarz. Usiadł obok mnie i spojrzał mi w oczy. Wydawały mi się jeszcze bardziej niebieskie, niż przed chwilą. W ich głębi można było wyczuć wewnętrzy spokój. Przysunął łeb do mojej głowy. Wzrok momentalnie skierował mi się na jego szyje. Gdzieś tam była tętnica, przez którą płynie ciepła, smaczna... Wsłuchałam się w bicie jego serca. Było spokojne i równe. Przestań o tym myśleć! Zatkałam szybko uszy dłońmi. Wilk szybko odskoczył ode mnie i się najeżył. Ja w tym czasie dałam głowę między kolana i zaczęłam powoli i głęboko oddychać przez usta. Czułam, jak zaczynają wysuwać się kły. Znając życie razem z nimi oczy zmieniły kolor.
- Uspokój się Maro. - szeptałam do siebie przez łzy.
Kiedy w końcu przestałam myśleć o tym, jak zabić wilka, znów oparłam się o drzewo. Gdy spojrzałam w bok zwierzęcia już nie było. Wystraszyłam go. Nie dziwię mu się. Sama zaczynam się siebie bać.
Nagle zaczęło robić mi się co raz słabiej. Krew nie chciała krzepnąć. Najgorsza i najgłębsza była ta rana na brzuchu. Przycisnęłam do niej ręce, żeby zatamować krwawienie. Jednak to nic nie dawało. Po chwili przestałam słyszeć, a wzrok mi się pogarszał. Morze zaczęło zlewać się czarnym niebem. Księżyc zmienił się w wielką, białą plamę. W końcu nie widziałam już nic. Ciemność.
Stałam w wielkiej jaskini. Wokół mnie znajdowało się kilka cienkich rzek lawy, które rozświetlały kamienną podłogę. Zrobiłam krok i spod mojej stopy wydobył się dźwięk, podobny do łamania suchej gałęzi. Ale to było coś innego. Kość. W około mnie leżało pełno ludzkich szczątków. Byłam w Podziemiu. Przede mną znajdowały się cztery trony. Dwa z nich, te po bokach, były oświetlone. Na jednym z nich siedział Belial.
Drugi tron zajmowała bardzo dziwna postać. Był to mężczyzna. Skórę miał w odcieniu morskiej zieleni, wielkie, czarne oczy, które wyżerały dusze. Zamiast nosa - dwie malutkie dziurki. Nie posiadał warg, ale za to miał pełno malutkich i ostrych wystających kiełków. Był ubrany w długą, czarną szatę z kapturem. Nie nosił żadnych ozdób. Z rękawów wystawały ludzkie, zielone palce połączone błonami pławnymi, a zamiast paznokci miał czarne szpony. Nie miał nóg. Spod szaty wystawało wielkie wężowe ciało. Wiło się wokół tronu i znikało za nim.
Nie mogłam ruszyć ustami, więc zapytałam go w myślach: "Kim jesteś?" Odpowiedz dostałam od razu: "Boją się mnie wszyscy żeglarze. Rekiny uciekają na mój widok. Jam jest pan głębin mórz i oceanów. Należę do upadłych aniołów, lecz zostałem przemieniony. Nawet teraz nie jestem w prawdziwej formie. Różnie mnie nazywają: Kraken, Smok Morski czy Loch Ness. Ale moje prawdziwe imię to Lewiatan. Nigdy dotąd nie spotkałem takiej osoby, jak ty. Potrafisz to co ja. I to mnie martwi, a jednocześnie ciekawi. Powinniśmy cię zabić, ponieważ stwarzasz zbyt duże niebezpieczeństwo. Demony nie ujawniają swojej tożsamości, pamiętaj. Ale kiedy już to robią, to tylko przed swoim obiadem. Twoi pobratymcy to bardzo utalentowane postacie. Jeśli ktoś dowie się kim jesteś, nie pomożemy ci. W Welfix panuje wojna, każda ze stron robi wtedy wszystko, żeby mieć w swoich szeregach demona. Dlatego nie możemy na nikogo liczyć. Zastanów się czasami kogo wybierasz na przyjaciela. A teraz żegnaj i pamiętaj, woda to ty." Po tych słowach obraz znów zaczął się rozmazywać. Zniknęły trony, kości i lawa. Nastała ciemność.
Kiedy z moich oczu zaczęła schodzić mgła, znów ujrzałam księżyc i ciemne morze. "Woda to ty." Co miał na myśli mówiąc te słowa? Jeśli on panuje nad morzami, to ja też? Przecież to nie możliwe, żebym była utalentowana tak samo, jak jeden z upadłych...
Nagle poczułam ogromną chęć wejścia do morza. Resztkami sił podparłam się rękami i podniosłam się. Podeszłam do krawędzi klifu i spojrzałam w dół. Od wody dzieliło mnie około stu metrów. Jakaś część mnie chciała tam wskoczyć. Zrobiłam krok do przodu.
Nawet się nie zorientowałam, kiedy znalazłam się w wodzie. Fale rzucały moim ciałem na lewo i prawo. Nie chciałam im się przeciwstawić. Może taka jest pisana mi śmierć? Otworzyłam usta i wypuściłam powietrze. Słona woda zaczęła wypełnić moje płuca. Piekło niemiłosiernie. W końcu zaczęłam tracić przytomność. Ostatnim co widziałam to jasne, błękitne światło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
WILK
Może powinienem jednak do niej wrócić? Co jeśli potrzebuje pomocy? Kiedy się odwróciłem, ona stała nad krawędzią klifu. Spoglądała w dół. Wiatr targał jej włosami na wszystkie strony. Pomimo, że były pozlepiane od krwi i tak były piękne i błyszczące. Ogólnie była cała śliczna. Idealna figura, pełne usta i te słodkie, czarne oczy. Ciekawe kto ją tak pokiereszował.
Nagle zniknęła z moich oczu. Podbiegłem do krawędzi klifu. Nigdzie nie było jej widać. Fale uderzały o skały z wielkim hukiem. Już po niej. Szkoda takiej piękności. Znienacka w  morzu rozbłysnęło światło. Niebieski blask niósł się przez kilkanaście metrów. Źródłem połysku było ciało, tej dziewczyny, opadające ku dnu. Nie ruszała się. Może uda mi się ją jeszcze uratować.
Zacząłem się przeistaczać. Łapy przeistoczyły się w ręce i nogi. Ogon powoli zanikał. Futro zmieniło się w skórę. Kręgosłup się skrócił. Zamiast pazurów znów miałem paznokcie. Pysk się spłaszczył. Uszy zmalały. Będąc już w ludzkiej formie, stanąłem na obydwie nogi. Tak dawno się nie przeobrażałem. Ubrany byłem w jeansy do kolan i podarty, zielony podkoszulek. Na stopach nie miałem nic. Ciekawe czy jeszcze pamiętam, jak się pływa? Cofnąłem się kilka kroków i z rozbiegu skoczyłem z klifu.
Od razu zanurkowałem. Płynąłem w kierunku dziewczyny. Kiedy znalazłem się w jej pobliżu, doznałem szoku. Ona nie tonęła... Unosiła się w wodzie, a była nie przytomna. Rany na jej ciele zasklepiały się. I to od nich niósł się niebieski blask. Wraz ze znikaniem cięć blask słabł. Gdy była już tylko lekka poświata, podpłynąłem i chwyciłem ją w ramiona. Była strasznie gorąca. Z moją szybkością na powierzchni znaleźliśmy się kilka sekund później.
Położyłem ją na piasku. Sprawdziłem oddech. Brak. Zacząłem ją reanimować. Przy trzydziestym ucisku zaczęła kaszleć. Obróciłem ją na bok, żeby wypluła, jak najwięcej wody. Kiedy skończyła, sama położyła się na plecach.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
MARA
Starałam wypluć się tyle wody, ile byłam w stanie. Palący ból w moich płucach malał z każdą chwilą. Kiedy mogłam już swobodnie oddychać, położyłam się na plecach. Nade mną znajdowała się ciemna postać. Nie mogłam wyostrzyć wzroku. Zamknęłam oczy. Gdy znów je otworzyłam, obraz był dużo wyraźniejszy. Centralnie nad moją głową ujrzałam biały pysk wilka. Patrzył na mnie tymi niebieskimi ślepiami.
- To ty mnie uratowałeś? - spytałam lekko zachrypłym głosem.
Kiwnął głową na znak, że tak. Wyciągnęłam rękę, żeby po pogłaskać za uchem. Ale w tym samym momencie zauważyłam, że nie ma już rany. Spojrzałam od razu na brzuch i udo. Na skórze nie było nawet zadrapania. Usiadłam na piasku i oparłam się o wilka, który przewyższał mnie na siedząco. Miał mokre futro, które pachniało lasem. Przyjemnie się na nim leżało. Po chwili zasnęłam.
Obudziłam się sama. Po zwierzęciu nie było śladu. A co jeśli to wszystko mi się przyśniło? Ta przemiana, Teodor i wilk? Może zaraz przyjdą tu rodzice i wrócimy do domu. Rozglądałam się po okolicy w nadziei, że ich znajdę. Na plaży nie było żywej duszy, oprócz kilku malutkich karbów. Od razu na ich widok zaburczało mi w brzuchu. Podbiegłam do nich. Złapałam pięć skorupiaków w dłonie i zgniotłam. Było to błędem, bo przez kilkanaście minut z mięsa wyjmowałam kawałki pancerzu.
Pasowałoby w końcu stwierdzić, czy to wszystko to sen. Wyciągnęłam rękę przed siebie i pomyślałam o małym aniele. Na środku dłoni pojawiła się ognista postać ze skrzydłami. Wzniosła się w górę i zatoczyła koło. Czyli, jednak wciąż jestem demonem. Skierowałam aniołka na piasek. Był taki samotny. Przydałby mu się kolega. Hmm… Lewiatan powiedział, że potrafię to co on. Więc skoro jest panem mórz i oceanów… Uniosłam lewą dłoń do góry i mocno się skupiłam. Z morza wyskoczył wodny, malutki anioł. Nakazałam mu gestem ręki, aby podleciał do ognistego kolegi. Wzniosłam je do góry. Leciały na przeciwko siebie w spirali.
Przypomniałam sobie, koło jakich drzew biegłam. Nie spieszyłam się z powrotem. Dopiero, kiedy księżyc znów pojawił się na niebie, dotarłam do domu. Zmyłam z siebie sól morską. Podczas kąpieli dokładnie sprawdzałam czy aby na pewno nie mam już ran zadanych od Teodora. Po skończeniu, przebrałam się w czystą, czarną koszule i czarne dresy. Już miałam kłaść się spać, kiedy przypomniałam sobie o kopercie od taty.
Było w niej 8 000  koron norweskich, karta kredytowa i list. Ojciec przepraszał mnie w nim, że odchodzi. Nie potrafił zaakceptować myśli, że  jego dziecko jest demonem. Napisał również, że co miesiąc będzie przelewał pieniądze na kartę, aby niczego mi nie brakowało. Jedyne czego potrzebowałam to bliskości osób, które kocham. Myśli, że pieniądze wszystko załatwią... Nienawidzę go! Zmieniałam kartkę w kulkę i spaliłam w dłoni. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Już miałam się rozpłakać, kiedy usłyszałam wycie wilka. Wyszłam na balkon. Na górce za moim domem stał wielki, psi kształt.
Wyszłam na pole z wielkim kawałkiem szynki w ręce. Truchcikiem pobiegłam na wzgórze. Był tam. Wielki, biały wilk. Położyłam przed nim mięso i zrobiłam kilka kroków do tyłu.
- Dziękuje. – powiedziałam z uśmiechem.
Powąchał ją i zaczął merdać ogonem. Chwycił szynkę w pysk i łapczywie ją zajadał. Zostawił ¼. Wziął ją w pysk i podszedł do mnie. Wystawiłam ręce. Po chwili trzymałam mały kawałek szynki. Były w niej ślady zębów.
- Mam to zjeść? – spytałam z obrzydzeniem na twarzy.
Potaknął. Westchnęłam i ugryzłam. I tak o to zaczęła się moja przyjaźń z śnieżnobiałym wilkiem. 
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś pozostaw komentarz, bardzo mnie to motywuje. Mam nadzieję, że spodobał wam się fragment z perspektywy kogoś innego. Jeśli nie to napiszcie ;)