poniedziałek, 21 grudnia 2015

Księga II section XI

Mara
W pokoju wzięłam kąpiel w zimnej wodzie i założyłam nowe obrania. Pomimo wrzasków na dole, szybko zasnęłam. Rano przywdziałam pelerynę i zeszłam do karczmarki. Ścierała wymiociny z blatu.
- Mogę liczyć na jakieś śniadanie? - spytałam.
- Może być gulasz? – zaproponowała ziewając.
- A dobry chociaż?
- Robiłam go godzinę temu, więc jest świeży i warzywa jeszcze się nie rozmiękły.
- No dobra, to ile? – już przeliczałam szylingi, ale ona nie odpowiedziała.
Poszła powolnym krokiem do kuchni. Może nie usłyszała, chociaż teraz nie ma tu nikogo oprócz mnie. Po kilku minutach wróciła z miską. W powietrzu rozniósł się zapach gotowanego mięsa i warzyw. Od razu wzięłam się za jedzenie. Było pyszne. Mięso idealnie wysmażone, sos delikatny, a warzywa były jeszcze chrupiące.
- Dzięki, chyba nie za często robisz takie dobre dania, co? – zaśmiałam się.
- Nie. – odpowiedziała bez emocji.
- Więc czemu dostąpiłam takiego zaszczytu? – dopytałam.
- Nie wyglądasz na zwykłą dziewczynę czy anielicę – zabrała miskę i postawiła przede mną kufel z piwem. - I wciąż nie wierzę, że pies ci zrobił tą szramę. Widziałam w życiu już wielu pokaleczonych mężczyzn i jestem pewna, że tą bliznę zostawiło ostrze miecza.
- No dobra, ale wciąż nie odpowiedziałaś mi na pytanie. – powiedziałam i wzięłam łyk piwa.
- Hiro wie o dziecku.
- Ale go nie chce? – zapytałam z grymasem na twarzy z powodu mocnego piwa.
- Chce, tylko nie ze mną. Powiedział, że kiedy brzuch będzie wystarczająco duży, zabije dziecko przed porodem. A ja je już pokochałam i nie oddam go! - wybuchnęła płaczem.
Opierała się o blat stołu i ryczała. Próbowałam jakoś zignorować jej zachowanie. Wypiłam do końca napój i aż mną wstrząsnęło z powodu gorzkiego smaku chmielu. Położyłam obok niej pięć srebrnych szylingów. Wstałam powoli i poklepałam ją po ramieniu.
- Poradzisz sobie. - powiedziałam, a ona wrzasnęła na cały budynek i z jej oczu polała się kolejna fala łez.
Nacisnęłam na klamkę drzwi, kiedy usłyszałam:
- Zabij go błagam.
- Co? Powiedziałaś, że nie chcesz go stracić! – puściłam klamkę i wróciłam do niej.
- I tak go stracę, teraz czy później, bez różnicy.
- Ale ja nie jestem najemnikiem! – oburzona jej propozycją, wrzasnęłam na całą karczmę.
- Proszę, musisz mi pomóc! – skamlała dalej.
- Żartujesz sobie? – zapytałam z drwiną.
- Nie, błagam, zapłacę!
Pieniędzy miałam akurat pod dostatkiem. Szatan podarował mi trzy woreczki monet po pięćset sztuk złotych denarów, srebrnych szylingów i miedzianych pensów.
- Nie potrzebuje pieniędzy.
- Proszę, nie wiesz, jak to jest mieć złamane serce? – spojrzała mi głęboko w oczy.
I właśnie trafiła na mój czuły punkt. Kłamstwa Fabiana i występki Kaima wróciły do mnie momentalnie. Serce pękło mi również, gdy musiałam pożegnać się z elfką i jednorożcem, i gdy rodzice mnie odrzucili. Gniew i smutek zaczęły znów napełniać moje ciało.
- Musisz mi pomóc - znów zaczęła - jeśli zabije moje dziecko, wciąż będzie młody, bo jest aniołem. A dla mnie czas jest okrutny, bo jestem człowiekiem.
- To ma jakieś znaczenie? Przecież wszyscy... – zaczęłam, ale przerwała mi.
- Oprócz ludzi.
- Jakim cudem? Inaczej słyszałam. – powiedziałam lekko zdezorientowana.
- Nie wiem, kto ci takich głupot nagadał. Ale tak czy siak, zmarszczki już mnie dopadły, nie chce umrzeć sama. Dziecko będzie moim wybawieniem.
- Jeśli ktoś się dowie...
- Nie dowie, przyrzekam. – położyła dłonie na sercu.
- Mam ci przynieść jego głowę czy co?
- Wystarczy mi twoje słowo. – powiedziała z uśmiechem.
Bafomet pędził co sił w kopytach. Musieliśmy, jak najszybciej dostać się w miejsce, gdzie wczoraj narysowałam pentagram. Na szczęście jednym z przeczesujących okolice łąki wciąż był Hiro. Naciągnęłam na głowę kaptur, a twarz zasłoniłam bandaną. Była czarna w białe wzory. Teraz jedyną odkrytą częścią były moje oczy. Czarne i zimne. Peleryna utrzymywała się na moich ramionach dzięki zapięciu, wyglądającemu, jak dwa haki. Po nią ukrywałam katany. Bafometa zostawiłam przywiązanego do drzewa półtora kilometra dalej.
Przemknęłam pomiędzy drzewami, szybko i zwinnie. Leonadzi chodzili po polanie z psami i szukali poszlak. Skryłam się za drzewem i czekałam na odpowiedni moment.  Nagle wszystkie psy zwróciły głowę w moją stronę, zaczęły szczekać i wyrywać się ze smyczy. Wyszłam z ukrycia i spiorunowałam ich wzrokiem. Zwierzęta wciąż ujadały, więc syknęłam na nie, jak wąż. Zaskamlały i z podkulonym ogonem schowały się za nogami panów.
Leonadzi wyciągnęli miecze, oprócz Hiro. Przyglądał mi się z zaciekawieniem.
- Nie jesteś Mrocznym Jeźdźcem, co? – spytał i obleciał mnie wzrokiem z góry na dół.
Nie odpowiedziałam. Mógł rozpoznać mnie po głosie. Stałam nie wzruszona. Serce biło mi niemiłosiernie szybko. Nie mogłam popełnić żadnego błędu. Dopiero co Szatan usunął mnie z pamięci wszystkich istot. Nie chciałam tam wrócić, jako jedna z najbardziej poszukiwanych osób.
Odgarnęłam pelerynę za plecy. Przez moment wydało mi się, że mnie rozpoznał, jednak w jego głowie kręciła się tylko jedna myśl - Wampir czy kocica?
Przyznam, śmiać mi się z tego chciało. Dobra, dość tego. Ruszyłam w stronę Hiro i zaatakowałam jego lewy bok. Zrobił unik w tył i ostrza tylko świsnęły przed nim. Wyciągnął miecz i zamachnął się w stronę moich nóg. Podskoczyłam w górę i kopnęłam go w twarz. Przewrócił się, a miecz wzniósł się w górę i opadł kilka metrów od niego. To był idealny moment. Podbiegłam do niego i skierowałam katany prostopadle do jego gardła. Nagle z boku natarł drugi Leonada. Skuliłam się i dźgnęłam go w brzuch. Użyłam tyle siły, że katana przeszyła go na wylot. Hiro skorzystał z okazji i wbił mi sztylet w udo.
- Aaaaa! - wrzasnęłam z bólu i przetoczyłam się na trawę. - Pożałujesz, że się urodziłeś!
Wyciągnęłam zakrwawione ostrze i odrzuciłam na bok.
- Znam ten głos. To z tobą rozmawiałem w karczmie! - powiedział oburzony Hiro. - Co ty wyprawisz? Czemu nas atakujesz? - spytał lekko zdyszany.
- Zostawiłeś ją samą z dzieckiem! – wykrzyknęłam.
- A więc to o to chodzi. Nasłała cię na mnie tak? Jakby mogła być wiecznie młodą, też by postąpiła tak jak ja!
- Pysk! - wrzasnęłam.
Wyciągnęłam przed siebie wolną dłoń, z której wystrzelił ogień. Hiro był teraz żywą pochodnią. Biegał po polanie w płomieniach i wrzeszczał z bólu. Drugi z jego towarzyszy ze zdumienia nie mógł się ruszyć. Kiedy Hira opuściły ostatnie siły, padł. Blondwłosy Leonada, ostatni z trójki, który pozostał przy życiu, klęczał, a łzy lały mi się, niczym wodospad.
- Błagam! - wyjęczał. - Nie zabijaj mnie!
Zamknij oczy - przekazałam mu w myślach.
Posłuchał mnie. Szybkim ruchem ręki odcięłam mu głowę kataną. Odchodząc zostawiłam trzy płonące zwłoki na polanie.
Bafomet powoli przestępował z kopyta na kopyto. Rana na nodze, niedbale przepasana kawałkiem materiału, dokuczała mi niemiłosiernie. Ze złodzieja zostałam najemnikiem. Chyba nigdy nie doczekam się spokoju. Już ponad dwa lata moje życie jest wystawiane na wszelkie próby. Moja psychika długo tego nie przetrzyma. Nie chodzi tu o zabijanie, bo to mam w naturze.
Noc spędziłam pod gołym niebem. Ranę wyleczyłam i została po niej, jedynie blada plama. Bafomet ułożył się wygodnie przy ognisku. Oparłam się o niego i dałam się ponieść ciemności.
Miałam na sobie piękną, czarną sukienkę bez ramiączek. W talii była obwiązana białą wstęgą, której końce zwisały z tyłu. Miałam wysokie, czarne szpilki, a włosy były upięte w koka. Znajdowałam się w wielkiej sali balowej. Wokół mnie tańczyło pełno par. Ja, jak ostatnia sierota, stałam na środku i nie wiedziałam, co zrobić.
Nagle obok mnie pojawił się złotowłosy młodzieniec. Miał biały garnitur i buty. Oczy miał w jasnym odcieniu błękitu, które otaczała czarna obwódka. Skórę miał jasną i gładką. Na policzkach pojawiły mu się lekkie rumieńce. Twarz miał smukłą i poważną. Włosy były lekko przycięte po bokach, a środek miał wymodelowany w lekkiego irokeza. Był mojego wzrostu. Spojrzeliśmy na siebie. Obdarzył mnie uśmiechem i złapał za rękę. Poczułam, jak prąd przechodzi przez moje ciało. Nigdy czegoś takiego nie czułam. Wtedy nad moją głową pojawił się miniaturowy Księżyc, a nad jego Słońce. Zajaśniały i zmieniły kształt. Księżyc był teraz srebrzystym diademem z czarnym diamentem w kształcie koła, a Słońce było koroną z okrągłym topazem. Powoli kierowały się ku dołowi i usadowiły się na naszych głowach. Jeszcze raz spojrzeliśmy na siebie. Moja czerń kontrastowała z jego bielą. Dusza nieczysta i dusza zbawiona. Jing i Jang. Razem stanowiliśmy całość.
Zerwałam się, budząc Bafometa. Zwierzę niespokojnie wstało i zaczęło rżeć. Był środek nocy. Ognisko jeszcze ledwie się tliło. A przede mną stała garstka...
------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś pozostaw komentarz, bardzo mnie to motywuje. :)
Mara najemnikiem? Nowa postać? Widocznie Mara nie jest jedyną Wybraną :) I co ją tak naprawdę zbudziło?
Zapraszam do udziału w ankiecie! :D

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział, czekam na next i mam nadzieję, że Mara znowu nie wpadła w kłopoty. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :D Powiedzmy, że czeka ją bardzo miła niespodzianka ;)

      Usuń
  2. ...garstka?! Czego?! Elfów, krasnali, kotów, psów . ....
    Dlaczego mam przeczucia, że złotowłosy przystojniak będzie lepszy od Kaima...
    Szacum dla Mary, że nie zabiła tej karczmarki, gdy ta chciała ją wynająć. ...
    Czekam na next i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem w trakcie pisania kolejnego rozdziału, więc niedługo się dowiesz :) Co do złotowłosego mam już pewne plany ;p
    Dziękuje za komentarz i pozdrawiam gorąco :3

    OdpowiedzUsuń