Mara
Do Welfix przybyłam dwa lata temu. Przyniósł mnie tu
Kaim i Seriel. Gdyby nie oni, nie poznałabym Konwelijki i Feliusa. We trójkę
mieszkaliśmy w drewnianym domu. Był dość wysoki i przestronny. Przez te lata
starałam się zrobić wszystko, żeby niczego im nie brakowało. Jednak przez moją
prace Mrocznego Jeźdźca narobiłam sobie wiele problemów. Starałam się zacierać
wszelkie ślady, ale i tak mnie znaleźli. Przez tydzień oblegali dom. Było ich
około trzydziestu. Każdy ubrany w srebrną zbroje i z mieczem przy pasie.
Czekali, aż wyjdę, żeby mogli mnie zadźgać na śmierć. Wiedzieli, że wiecznie tu
siedzieć nie będziemy. I mieli racje. Konwelijka i Felius w końcu zjedli całe
nasze zapasy, a ja od dwóch tygodni nie piłam krwi. Z całych sił starałam się
opanować pragnienie, ale było zbyt silne. Wybawieniem dla mnie okazało się
podpalenie domu przez Leonadów. Rozwaliłam tylną ścianę i w osłonce ogniowej
uciekliśmy. Elfka na jednorożcu, ja na Bafomecie. Imię to pochodzi od bóstwa,
które czcili templariusze, jako symbol Szatana. W sumie imię trafione, bo to on
podarował mi ogiera.
Teraz uciekaliśmy we czwórkę przed Leonadami. Byłam
głodna i spragniona. W zawiązku z czym również zmęczona i słaba. Nie miałam
sił, żeby walczyć z rycerzami, a tym bardziej panować na żywiołami. Ledwo co
siedziałam w siodle. Felius i Bafomet byli dużo szybsi, niż zwykłe konie i w
końcu zgubiliśmy prześladowców.
Ucieczka była długa i męcząca do tego stopnia, że
spadłam z konia. Kowelijka szybko zsiadła z Felliusa i kierowana jego
wskazówkami, znalazła się koło mnie.
-
Mara wstawaj! Musisz iść na polowanie, rozumiesz? - mówiła, próbując mnie
podnieść.
Na
skórze czułam jej ciepły dotyk. Była spocona i zmęczona jazdą. Serce biło jej
szybko i nie równo. Sapała niczym pies, próbując mnie podnieść. Przez to krew
płynęła jej jeszcze szybciej, a mnie to doprowadzało do szału. Tak bardzo
pragnęłam zatopić w kimś kły. Ale musiałam się opanować.
-
Konwelijka zostaw mnie. - rozkazałam. - Musicie uciekać dalej.
-
Nie opuszczę cię! - krzyknęła i przytuliła się do mnie.
Ręce
drżały mi z nerwów. Wystarczyło tylko wyciągnąć rękę, przysunąć i delikatnie
nadgryźć szyje. Felius zauważył moje zachowanie i chwycił zębami elfkę za
kaptur. Zaczęła się wyrywać i szamotać. Korzystając z chwili podniosłam się
resztkami sił i wsiadłam na konia. Przypięłam się dodatkowymi paskami, żebym nie
spadła.
-
Konwelijko, Felius zabierze cię do obozu Wyklętych. Rozmawiałam z nim już o tym
wiele razy. Powiesz, że przysłała was Mara na rozkaz Lunasa.
-
Maro nie! - wrzeszczała, a po policzkach lały jej się łzy. - Nie możesz mnie
opuścić! Miałyśmy być siostrami!
-
Jeśli z wami zostanę z naszej trójki nic nie pozostanie. We dwójkę macie
większe szanse na przeżycie. Ja zbytnio przyciągam Leonadów.
Skierowałam
konia w stronę Feluisa i ucałowałam elfkę w czoło, powstrzymując z całych sił
żądzę mordu.
Opiekuj się nią Felius. Pamiętasz plan?
- spytałam w myślach jednorożca.
Pamiętam. Postaraj się przeżyć, pijawko.
Kiedy z nimi skończę, wrócę zrobić z
ciebie fioletowe kiełbaski.
Będzie
mi brakować dokuczania sobie nawzajem z Feliusem i śmiechu Konwelijki. Ściągnęłam
wodze i popędziłam na Bafomecie. Ominęliśmy po drodze kilka wiosek, po czym
straciłam przytomność.
Słońce było już wysoko na niebie. Koń wciąż pędził.
Paski mocno mnie trzymały. Ciało bezwładnie podskakiwało w rytm biegu zwierzęcia.
Z omdlenia ocucił mnie pewien zapach. Zapach krwi. Wyprostowałam się
momentalnie. Kilkanaście metrów przed nami znajdowała się niewielka chałupka. W
powietrzu co chwila, niósł się krzyk kobiety. Instynkt kazał mi iść sprawdzić,
co się tam dzieje. Odpięłam paski i podbiegłam pod okno. Na łóżku leżała
kobieta z rozpostartymi nogami. Nad nią nachylała się druga kobieta i
wrzeszczała:
-
Przyj! Już widać główkę!
Po
chwili rozległ się płacz dziecka. Trzy ofiary za jednym razem. Wskoczyłam przez
okno i od razu wzięłam się do roboty. Położną jedną ręką objęłam w pasie, a
drugą wygięłam jej szyje. Wbiłam w nią kły, zanim zorientowała się, co się dzieje.
Krew zalała moje gardło i poczułam ulgę. Żar zgasł. Kiedy z nią skończyłam,
zabrałam się na za tą drugą. Leżała zmęczona na łóżku, przytulając dziecko.
-
Ciii kochanie. Zaraz się to wszystko skończy. - powiedziała do synka.
Wstała z łóżka z dzieckiem. Za pleców wyłoniły jej się
jasno niebieskie, wręcz przeźroczyste skrzydła. Miały kształt motyli. Wokół
oczu miała niebieskie tatuaże, które ciągnęły się po całej długości ciała. Była
smukła i niższa o głowę ode mnie. Dziecko również miało skrzydła tylko, że
zielone. Nagle zatrzepotała skrzydełkami i wzniosła się ponad podłogę. Z oczu
ciekły jej krwawe łzy.
-
Zostaw nas, błagam. - poprosiła.
Nie
chcę tracić energii na bawienie się z nią. Znacznie łatwiej będzie, kiedy
znajdzie się na podłodze. Potaknęłam głową i cofnęłam się kilka kroków. Wróżka
z uśmiechem na twarzy wróciła na łóżko, po czym zaczęła coś mamrotać. Dziecko w
jej dłoniach nagle się rozpłynęło i jako zielony pył, wyleciało przez okno. Wróżki
przemieszczają się tak w razie niebezpieczeństwa. Zdziwiło mnie jednak to,
czemu ona nie uciekła.
-
A ty złociutka, czemu nie poleciałaś? - spytałam.
-
Ktoś musimy pomścić Hele. - odparła krótko i rzuciła się na mnie.
Zrobiłam
unik i złapałam ją za skrzydła. Drugą ręką chwyciłam jej szyje i pociągnęłam w
obie strony. Skrzydła szybko oderwały się od jej pleców, zostawiając krwawą
literę V. Wróżka krzyknęła z bólu i zemdlała. Rozluźniłam uścisk i padła na
podłogę.
Skrzydła były piękne. Delikatne, jak jedwab i twarde,
jak metal. Za nic nie dało się ich przełamać. Po chwili straciły swój kolor i
zmieniły się w popiół. Jednak z wróżką nic się nie działo. Wzięłam ją na ręce i
wyszłam z chatki.
Bafomet nie ucieszył się, kiedy pokazałam mu kogo ma
nieść. Wierzgał i rżał ze złości, ale w końcu dał się przekonać. Prowadziłam go
za wodze, aż do momentu, kiedy znaleźliśmy odpowiednie miejsce. Niewielka
polana porośnięta kolorowymi kwiatkami. Stanęłam na środku niej i w dłoniach
rozpaliłam ogień. Zrobiłam z niego długie bicze i obróciłam się. Płomienie zajęły
całą roślinność, spalając ją do cna. Ułożyłam wróżkę w miejscu, w którym
dopiero co stałam. Wyciągnęłam rękę do góry i z ziemi "wyskoczyły"
brązowe stożki. Skierowałam je nad dłonie i stopy ofiary. Opuściłam szybko pięść
w dół, a gliniane stożki wbiły się w ciało wróżki. Momentalnie się obudziła i
próbowała się wyrwać.
-
Nawet nie próbuj. - ostrzegłam. - Inaczej przebije ci jeszcze coś.
Krwawe łzy lały jej się niczym wodospad. Nagle
przeraźliwe krzyknęła. Ptaki zerwały się z gałęzi i wzniosły nad drzewa. Tyle z
nią problemów. Kopnęłam ją z głowę i znów straciła przytomność. Rozpaliłam ogień
i zaczęłam nim rysować po zwęglonej trawie. Najpierw linia w dół, do góry w
prawo, w lewo, w dół w prawo i do góry. Na koniec otoczyłam pentagram kołem.
Nagle ogień zmienił kolor na niebieski i poczułam, jak ogarnia mnie ciemność.
Siedziałam na skórzanej sofie. Obok mnie Szatan
nalewał krwi do szklanek. Podał mi jedną i spytał:
-
Dawno u mnie nie byłaś? Ile to już... Dwa lata?
-
Tak, dzisiaj dokładnie mija dwa. – odpowiedziałam i jednym chlustem wypiłam
całą zawartość szklanki.
-
Ktoś tu ma urodziny, co? - szturchnął mnie łokciem i się uśmiechnął.
-
Zawsze czekałam, żeby być wreszcie pełnoletnią. A teraz jedyne czego chce to
spokoju. – oznajmiłam ze smutkiem.
-
Demonowi spokój nie jest pisany, moja droga. – zaśmiał się.
-
Wiem, wiem. - powiedziałam wypuszczając powietrze. - Zrobiłbyś coś dla mnie?
Tak w ramach urodzin?
-
Czego tylko chcesz.
-
Krew, dużo krwi. – zażądałam.
-
To mogę załatwić.
-
I jeszcze coś... Zrób coś z Leonadami, błagam. Nie poradzę sobie z nimi sama.
-
Co mam konkretnie zrobić? – spytał z niepokojem.
-
Zmodyfikuj im pamięć. Niech myślą, że Mroczny Jeździec to tęgi mężczyzna na
białym koniu.
-
Musiałbym porozmawiać z moimi braćmi. Jesteśmy w stanie to zrobić, ale cena za
to...
-
Ile?
-
Jeden talent.
-
Powiedz, że żartujesz błagam. – nie mogłam oddać czegoś, co podarował mi
Księżyc.
-
Nie. Krwi dam ci, ile tylko chcesz. Ale zmienienie pamięci setką osób... to
wymaga talentu. A więc jaki oddajesz? – spytał z powagą.
Ognia
i wody nigdy nie oddam. Są dla mnie zbyt cenne. To samo tyczy się telepatii.
Zostaje jeszcze ziemia i powietrze. Przyznaje, że obydwie są ważne, ale musze
wybrać. Magii ziemi nie używam zbyt często, ale przydaje się.
-
Magie powietrza. – odpowiedziałam ze stanowczością.
Szatan
wyjął mały sztylecik z rękawa, czarnej bluzy i naciął sobie nadgarstek.
Zrobiłam to samo. Złączyliśmy nasze rany i powiedział:
-
Obiecuję razem z moimi braćmi, że zmodyfikujmy pamięć wszystkich osób, które
cię widziały, jako Mrocznego Jeźdźca. W ich pamięci zostaniesz wysokim i
potężnym mężczyzną na śnieżnobiałej klaczy. W zamian ty oddasz nam magie
powietrza.
Nie widziałam, jak wypowiadał ostatnie słowa, ponieważ
pochłonęła mnie ciemność. Przez całe moje ciało przeszły drgawki. Czułam, jakby
niewidzialna ręka wyrywała mi serce z piersi. Ból był okropny. Zaczęłam
wrzeszczeć, płakać, rzucać się, ale dłoń nie zwalniała uścisku. W końcu wyrwała
to ze mnie. Już na zawsze magia powietrza opuściła moje ciało.
Wróżka zniknęła. Leżałam cała spocona i podenerwowana
w środku pentagramu. Bafomet chodził wokół mnie podenerwowany. Rżał i
delikatnie szturchał mnie kopytem. Oparłam się na dłoniach i uniosłam tors.
Dookoła mnie leżało pełno...
------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś pozostaw komentarz, bardzo mnie to motywuje. :)
Mara rozpoczyna samotny tryb życia. Dobrze czy źle?
I jak podoba wam się spotkanie bohaterki z Szatanem? Czy też oddalibyście magie powietrza czy inny talent?
Mara rozpoczyna samotny tryb życia. Dobrze czy źle?
I jak podoba wam się spotkanie bohaterki z Szatanem? Czy też oddalibyście magie powietrza czy inny talent?
Gratulacje dla najgorszego zakończenia rozdziału ever!
OdpowiedzUsuńBrawa!
Szatan! Człowiek roku! Mój ulubiony bohater!
Mi tam pasi, jak Mara jest sama ...
Czekam na next i weny ;)
Oj przepraszam bardzo, ale Ty przerywałaś w gorszych momentach! :(
OdpowiedzUsuńSzatan to taki fajny wujek, co polewa, jak rodzice nie patrzą :P
No muszę przyznać, że Mara jeszcze długo będzie sama :/
Dziękuję i pozdrawiam :3