wtorek, 8 grudnia 2015

Księga II section VII

Mara
- Wynoś się stąd. - ostrzegłam jednorożca.
- Mara, kto to jest? - spytała podenerwowana elfka.
- Ty nie widzisz... - powiedziało po cichu zwierzę.
- To jest bardzo wkurzający i irytujący jednorożec! - syknęłam na niego.
- Wiem, jak mogę ci pomóc, moja droga. – zignorował mnie i zwrócił się do Konwelijki. - Kilka minut wcześniej zaatakowałem Marę, ponieważ bałem się o własne życie. Jednak ona z braku doświadczenia, chwyciła za mój róg i...
- Morda! - przerwałam mu i gwałtownie wstałam. - Sama jej wszystko opowiem, kiedy w końcu stąd odejdziesz. Pobiegnij na tych swoich fioletowych kopytach i nie wracaj.
-Maro... - zaczęła Konwelijka.
- Nie teraz. - uciszyłam ją. - Jesteś jednym - znów mówiłam do jednorożca - czworonogiem, który...
- Maro, pozwól mu dokończyć! - krzyknęła elfka.
Znałam ją krótko i to bardzo. Ale nie sądziłabym, żeby była tak uparta. Kto wie, czym jeszcze zaskoczy mnie moja siostrzyczka.
Nie chciałam się jej sprzeciwiać, bo bałam się, że znowu zacznie płakać. Ale gorsza była myśl, że jednorożec da jej fałszywą nadzieje i będzie jeszcze bardziej cierpieć. Rozluźniłam pięści i z szyderczym uśmiechem powiedziałam:
- A więc kontynuuj.
Jednorożec parsknął, po czym powiedział:
- Jak już wspomniałem, dotknęłaś mojego rogu. Zobaczyłem, wtedy całe twoje dotychczasowe życie. Wiem, teraz o tobie wszystko. Również to, jakie masz dary.
Pozwól mi samej jej to powiedzieć. powiedziałam w myślach do jednorożca.
Potaknął głową i dwa razy zastukał kopytami.
- Konwelijko, ja panuje nad żywiołami i mam dar telekinezy. – powiedziałam lekko skrępowana.
Elfka delikatnie uniosła kąciki ust i zaraz je opuściła. Z wyrazu jej twarzy dość trudno było odczytać emocje panujące jej ciałem. Mogłam to sprawdzić, czytając jej w myślach. Nikt się o tym nie dowie.
Jakoś musiała, wtedy rozpalić ognisko. Nie słyszałam pocierania kamieni, ani nic... Może miała coś ze swojego świata? Magia ognia mogła też wchodzić grę, ale mama mówiła, że tej sztuki już dawno zapomniano, wraz ze śmiercią smoków i magów ognia. Nigdy bym nie wzięła pod uwagę, że ma dar, tak wielki i potężny. A telekineza? Pewnie teraz słyszy wszystko o czym myślę. Zero prywatności...
Jeśli nie będziesz chciała - przekazałam jej w myślach - nie będę grzebać w twojej głowie.
Przytaknęła i powiedziała do jednorożca:
- Do czego zmierzasz? Mówiłeś, że wiesz jak mi pomóc.
- I wiem. – odparł - Mara potrafi porozumiewać się poprzez myśli, może też pokazywać komuś obrazy. Taki trik. – Teraz kierował słowa do mnie. - Pokazujesz komuś coś, co chcesz, żeby zobaczył. Wtedy obraz realny znika i pojawia się twoja myśl.
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Ja tak potrafię? Mogę to wykorzystać na tyle sposobów! Zamiast uganiać się za ofiarą, pokarzę jej, że stoi na krawędzi klifu i nie ruszy się z miejsca. Ale będę korzystać z tego, tylko w momentach wielkiego wyczerpania. Nic nie sprawia mi takiej przyjemności, jak pościg i potem dorwanie się do nagrody. Był jeszcze jeden plus. Jednorożec nie powiedział tego dosłownie, ale wiedziałam o co chodzi.
Skupiłam się na tyle, ile potrafiłam. Połączyłam niewidzialnymi nitkami moje myśli z myślami Konwelijki. Tworzyłyśmy teraz więź. Spojrzałam na nią. To co widziałam, próbowałam wysłać do jej głowy. Mogę to porównać jedynie do filmu oglądanego na żywo. Ja byłam kamerą, a ona telewizorem.
Elfka nagle dotknęła swoich włosów, twarzy, trawy. Usta miała otwarte w szerokim uśmiechu. Łzy zaczęły lać jej się po policzkach. Jej śmiech radości rozniósł po całej okolicy. Widziała, w końcu widziała, co się wokół niej dzieje. Po raz pierwszy zobaczyła kolory, kształty.
Kiedy nacieszyła się już sobą, pokazałam jej jednorożca. Powoli zaczęła wstawać. Znów zwróciłam wzrok na nią, a potem poprowadziłam ją do zwierzęcia. Z nieśmiałością pogłaskała go po głowie, przeczesała grzywę i ucałowała. Wyglądali, jak z bajki. Księżniczka i jej jednorożec. Było to tak słodkie, że poczułam, jak dopiero, co zjedzone serce, chce znów wyjść. Szybko przerwałam więź.
Jednak w tym samym czasie powstała nowa. Konwelijka pokochała jednorożca. Od kilku dni nie opuszczała go na krok. Miałam jedną gębę więcej do wyżywienia. Dla elfki łapałam zające, wiewiórki i bażanty, które później piekłam nad ogniskiem. A on? Myślałam, że trawa mu wystarczy, ale nie! On musi jeść tylko białe i fioletowe rośliny. Jak to usłyszałam, to myślałam, że szlag mnie trafi. Ale był jeden plus. Miał się kto Konwelijką opiekować.
Przez następne trzy tygodnie, żyliśmy jako koczownicy. Przemieszczaliśmy, jak najdalej od zamku. Dotarliśmy w końcu do nowego miasta - Oletyn. Wokół zamku rozciągało się wiele drewnianych domów. Najbardziej spodobała nam się chata z kominkiem, wielką sypialnią, łazienką i kuchnią. Tu są łazienki! Moje szczęście szybko zmalało, kiedy okazało się, że jest tylko kibel i wanna, do której samemu trzeba wodę nosić. Ale nie, ważne, że była ubikacja. Myśl o załatwianiu się w krzakach, jakoś niezbyt napełniała mnie optymizmem.
Szybko zabawiłam się siedmioosobową rodzinką, z której później płonął ładny stosik. Zaraz po tym zajęłam domem. Był jednopiętrowy z trzema oknami i szerokimi, wysokimi drzwiami. Felius - jednorożec - spokojnie się w nich mieścił. Szlag by go trafił. Pomimo tylu spędzonych chwil, wciąż go nie lubiłam. Kuchnia to jedynie blaszana blacha ustawiona nad paleniskiem, kilka garnków zwieszonych na haczykach,  dziewięć pojemników przypraw ustawionych na półce i sztućce.
Moim zadaniem w tej "rodzince" było dbanie o zapasy, dostęp do świeżej wody i zaspokajanie podstawowych potrzeb. Felius był obrońcą domu i przede wszystkim Konwelijki.
W mojej naturze nie leży życie zgodne z prawem. Przybrałam czarną szatę i od tamtej pory stałam się postrachem okolicznych wiosek i miast. Kradłam na potęgę, zabijałam tylko dla zaspokojenia głodu lub w nagłej potrzebie. Elfka nie przepadała za zapachem krwi. Tylko dla niej i Feliusa znana byłam, jako Mara. Pozostali mieszkańcy Welfix nazywali mnie Mrocznym Jeźdźcem. Określenie trafione, ponieważ poruszałam się na czarnym ogierze. Ukradziony oczywiście.
W końcu się wszystko układało. We trojkę żyło nam się dobrze, czasami były ciężkie dni, ale dawaliśmy radę. Przy nich czułam się szczęśliwa. Zapomniałam o przeszłości. O wszystkim co mnie spotkało. Jednak powróciło to do mnie szybciej, niż się spodziewałam.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś pozostaw komentarz, bardzo mnie to motywuje. :)
Trzyosobowa rodzina składająca się z demona, jednorożca i elfa? Nienormalne czy urocze? Co sądzicie o nowym zawodzie Mary? I jak myślicie, co zepsuje im tą wspaniałą sielankę? 
Już niedługo pojawi się rozdział z perspektywy Kaima ;)

4 komentarze:

  1. Sielankę zepsuje im... Proszę o werble! ... Kaim !
    Uwielbiam tą rodzinkę! Nie powiedziałabym, że to urocze, ale ... cóż świetne!
    Czekam na next i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie Kaim ;) ktoś/coś innego zepsuje im dotychczasowe życie. Dziękuję i pozdrawiam :3

      Usuń
  2. Jak zwykle świetnie *.* Czekam na next'a :*

    OdpowiedzUsuń