Mara
Dookoła mnie leżały cztery ciała. Byli to zwykli
ludzie pogrążeni we śnie. A więc Szatan tak dotrzymał swojej obietnicy. Nie
chciał zabierać mi przyjemności z wysysania krwi z ofiar. Podeszłam na czworaka
do kobiety leżącej najbliżej mnie i wbiłam w nią kły. Ciepły płyn rozgrzewał
mnie od środka i doprowadzał do szaleństwa. Zmysły koncentrowały się tylko na
ciałach i ich zapachach. Jedyny dźwięk, jaki mnie interesował to oddechy
śpiących. Odgłosy te co chwila cichły. W końcu zapanowała totalna cisza. Nawet
Bafomet przestał rżeć. Wypiłam około dwudziestu litrów krwi. Nie wiem, gdzie to
wszystko pomieściłam. Ale napełniająca mnie energia i chęć do życia, wywarły na
mnie pozytywny wpływ.
Przy siodle znalazłam kilka sakiewek z denarami oraz
wypchany worek. Zdjęłam prezent i rozpakowałam go. W środku była piękna,
matowa, czarna peleryna z kapturem. I bardzo dobrze, bo ta moja, to jedynie do
wycierania wymiocin się nadaje. Dostałam również nowe skórzane spodnie, czarną,
jedwabną i przewiewną koszule, nowy komplet bielizny (tak, tutaj jest bielizna;
mieszkańcy Welfix cenią sobie higienę osobistą) oraz trampki. TAK!
Najpiękniejszy prezent, jaki dostałam. Miałam już dość chodzenia skórzanych
butach do kolan. Wygodne do jazdy, ale do chodzenia niekoniecznie. Spakowałam
wszystko i wsiadłam na Bafometa.
Dzień zmierzał już ku końcowi. Słońce chowało się za
szczytami gór. Koń zmęczony galopem, teraz stępował. Zatrzymałam się przy
najbliższej karczmie. Zsiadłam z Bafometa i podałam wodze stajennemu. Odpięłam
prezenty od Szatana i przywiązałam je sobie do paska, a worek z ubraniami
trzymałam w dłoni.
-
Masz tu pięć srebrnych denarów. Wyczyść, nakarm go i przygotuj mu najlepszy
boks. Na jutro ma być gotów do jazdy. – rozkazałam.
Młody
chłopiec zasalutował i skłonił się. Wraz z Bafometem ruszyli do stajni. Ja w
tym czasie weszłam do karczmy. Wszędzie było pełno ludzi, ledwo co się
przecisnęłam do baru. Wszędzie pełno prostytutek, kupców i zbójców. Strąciłam
pijanego mężczyznę ze stołka i sama na nim usiadłam. Pijak zaczął coś mamrotać,
po czym zwymiotował i zasnął. Zawołałam karczmarkę.
-
Są wolne pokoje? - spytałam.
-
Dziecko, kto ci tak twarz poharatał? - nie spuszczała wzroku z mojej blizny.
-
Są wolne pokoje? - spróbowałam jeszcze raz.
-
Widzisz kochana, ja jestem bardzo ostrożna. Muszę wiedzieć kto sypia w mojej
gospodzie.
Wścibska
baba. W jej głowie paliły się iskierki nadziei, że zaraz dowie się o bardzo
interesującym dramacie.
-
Kiedy byłam mała zawsze chciałam mieć psa. Rodzice kupili mi go, ale oszalał i
mnie zaatakował. – odpowiedziałam i starałam się nie zaśmiać.
Mina
od razu jej zrzedła. Była zawiedziona moją historią. Nagle odeszła ode mnie i
poszła do innego klienta. Jeśli nie udało jej się ze mną, spróbuje od kogoś
innego wyciągnąć informacje.
-
Mam pieniądze! - krzyknęłam za nią.
Z
szerokim uśmiechem wróciła do mnie i wyciągnęła rękę.
-
Ile za noc? - spytałam szczerząc zęby.
-
Cwana z ciebie osóbka. Złoty denar i ciekawa historyjka, jak dla ciebie. -
zaproponowała i puściła mi oko.
Wyjęłam
z sakiewki monetę i podałam kobiecie. Przegryzła ją, sprawdzając czy prawdziwa.
-
No to czekam na opowieść. – oznajmiła zakładając ręce na piersi.
-
Widziałam Mrocznego Jeźdźca.
-
Ha! To mi historia. Wiele osób go widziało. – powiedziała z drwiną.
-
Ale spotkałam go dzisiaj w południe. Stał na polanie wraz ze swoim ogierem. –
opowiadałam dalej.
-
Głupia! Przecież wszyscy wiedzą, że jeździ na białej klaczy.
-
Może, nie przypatrywałam się zbytnio – wzruszyłam ramionami. - No, ale
wracając. Polał całą polane wódką, a potem potarł dwa krzemienie o siebie i
cała roślinność stanęła w płomieniach. Kiedy alkohol się wypalił, przywlókł tam
swoje ofiary i po kolei, każdą z nich zabijał.
-
Żartujesz, chyba? Myślisz, że ja w to uwierzę! – wybuchnęła czerwieniąc się ze
złości.
Nagle do karczmy wpadło trzech Leonadów. Sprawdzali
każdego po kolei. Gdyby nie to, że większość osób była nieprzytomna, na pewno
doszłoby by bójki. Karczmarka jednak zachowała spokój. W jej głowie pojawił się
obraz kupy monet, jakie zostawią tu rycerze. Kiedy skończyli, usiedli obok
mnie.
-
Trzy kufle piwa, szybko!
Kaczmarka teatralnie się uśmiechnęła i pobiegła na
swoich kościstych nogach do kuchni. Leonada siedzący po mojej prawie widocznie
się mną zainteresował. Zerkał co chwila i odwracał wzrok. Czułam, jak wędruje
niebieskimi oczyma po moim ciele. Niech ta kobieta już wróci i powie, gdzie
jest mój pokój! Rycerze nagle wybuchneli śmiechem. Na początku myślałam, że to
z mojego powodu, ale potem ujrzałam, jak pijak, którego zepchnęłam, próbuje
zgwałcić filar. Nie mogłam się powstrzymać. Starałam się, jak najciszej
zaśmiać, więc zasłoniłam usta dłonią. Jednak brązowowłosy Leonada usłyszał mój
śmiech i zapytał:
-
Co robisz w takim miejscu?
-
Czemu się to interesuje? – spytałam ostro.
-
Bo często tu przyjeżdżam i widzę cię po raz pierwszy. – oznajmił uśmiechając
się.
-
Nie ma to, jak noc spędzona z dziwką, co? - zapytałam z drwiną.
-
Czasami trzeba się rozluźnić. - złożył ręce na kark. - Nie mam czasu na
prawdziwą miłość. Jestem rycerzem i moim zadaniem jest chronić królestwa przed
Wyklętymi.
-
Atakują nas?
Słowo
„nas” tak ciężko przeszło mi przez gardło. Nie należałam ani do Wyklętych, ani
do Leonadów. Nie miałam sojuszników i praktycznie każdy był moim wrogiem.
Służyłam sobie, a nie jakiemuś królowi czy generałowi.
-
Tak. Zabijają każdego, kto im się napatoczy. A poza tym są obrzydliwi, pozbawieni
uczuć i człowieczeństwa. – na twarzy pojawił mu się grymas odrazy.
-
A elfy? Przecież niczym się nie różnią… - zaczęłam.
-
Próbowaliśmy nawiązać sojusz z nimi, tak jak z wróżkami i czarodziejkami. Część
z nich przeszła na naszą stronę, ale niektórzy z nich woleli wybrać śmierć.
-
A co z pozostałymi istotami, które chcą się przyłączyć? – spytałam.
-
Chodzi ci o wilkołaki, driady, fauny i tak dalej?
Przytaknęłam.
-
Są zabijaniu na miejscu. Dla nich nie ma litości. - odparł ostro. - Widziałem,
jak wilkołak rozszarpuje gardło mojemu bratu. Zabije każdego kundla, który
napatoczy mi się pod miecz! - walnął pięścią w blat baru.
-
Chłopcy już idę! - krzyknęła karczmarka. - Przepraszam, że tak długo, ale
musiałam swojego starego po nową beczkę piwa posłać.
Ustawiła
kufel przed każdym z Leonadów. Oparła się łokciami o blat i patrzyła maślanymi
oczyma na brązowowłosego rycerza. Zatrzepotała rzęsami i spytała:
-
Masz dla mnie jakaś interesującą historie, cukiereczku?
Leonada
łyknął piwa, które zostawiło białe wąsy nad jego ustami. Oblizał je i
odpowiedział:
-
Może później, teraz jestem w trakcie ciekawej rozmowy. – oznajmił.
Obrócił
się na krześle i siedział teraz przodem do mnie. Kaczmarka wyczuła we mnie
rywalkę. Była ode mnie dwa razy starsza, sucha, jak patyk i płaska, jak deska.
Zabije tą małą żmije! pomyślała.
Wyobrażała
sobie, że mnie dusi. Po czym zaczęły przypominać jej się wszystkie gorące noce
spędzone z Leonadą. Posmutniała, kiedy stwierdziła, że brązowowłosy już jej nie
będzie chciał.
Bardzo chciałam się przespać, więc głupotą byłoby
zarywanie do Leonady. Wtedy na pewno, ta chodząca anoreksja, nie dałaby mi
pokoju. Nagle karczmarka uśmiechnęła się, poprawiła bluzkę i powiedziała:
-
Hiro cokolwiek ci powiedziała, to kłamstwo. Kilka minut temu próbowała mi
mówić, że widziała, jak Mroczny Jeździec podpalił polane i zabił tam kilku
ludzi.
-
Od kilku godzin przeczesujemy terenu w poszukiwaniu osoby, która to zrobiła. -
odwrócił się do mnie. - Co widziałaś?
Uwzględnij każdy szczegół. – złapał mnie za ramiona i zaczął lekko
potrząsać.
Opowiedziałam mu to samo, co karczmarce i dodałam
kilka szczegółów. Leonadzi szybko wypili piwo i wyszli z karczmy. Zanim Hiro
przekroczył próg karczmy, puścił mi oczko i podziękował za informacje.
-
To mogę ten pokój? - spytałam zrezygnowana kobiety.
-
Lata już nie te - zaczęła się użalać nad sobą karczmarka - wiedziałam, że
kiedyś znajdzie sobie nową.
Myślałam,
że takie problemy to tylko w świecie ludzi. Jej niebieskie oczy zaszkliły się
od łez. Jak zacznie płakać, to wyrwę jej język. Już dawno powinnam leżeć na
miękkim materac i smacznie spać. Zamiast tego użeram się zakochaną karczmarką i
rycerzami.
-
Jeśli następnym razem przyjdzie do ciebie, nie zabezpieczajcie się. Zajdziesz w
ciążę i skoro jest prawdziwym rycerzem, to nie zostawi cię samej z dzieckiem. -
powiedziałam.
Kobieta
podała mi kluczyk do pokoju i posmutniała.
-
Idź już - powiedziała oschle.
Wchodziłam już po schodach, kiedy ukradkiem
zobaczyłam, jak głaska swój brzuch. Był lekko wypukły. Z oczu leciały jej
pojedyncze łzy.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś pozostaw komentarz, bardzo mnie to motywuje. :)
Nudny trochę ten rozdział moim zdaniem :/
Szkoda wam karczmarki? I co sądzicie o tych kilku kłamstewkach Mary?
Nudny trochę ten rozdział moim zdaniem :/
Szkoda wam karczmarki? I co sądzicie o tych kilku kłamstewkach Mary?
Ale mi się smutno zrobiło...
OdpowiedzUsuńHiro... Lubię go, mimo, że jest Leonardem :)
Czekam na next i weny ;)
Postaram się, aby w następnym rozdziale więcej się działo :) A co do Hiro to pojawi się jeszcze w moim opowiadaniu ;) Pozdrawiam cieplutko :3
OdpowiedzUsuń