Przez kolejne trzy dni myślałam o
Fabianie, o jego zielonych oczach, o uwodzicielskim głosie. Ciekawe czy jeszcze
będzie okazja, aby się z nim spotkać. Chociaż… Oby nie, bo to oznacza
wcześniejszy atak na szkołę. Z drugiej strony, tak strasznie znowu chce go
usłyszeć lub nacieszyć oczy jego widokiem. Wprawdzie po naszym ostatnim
spotkaniu wyglądał, jakby nie chciał już nigdy mnie znać. Ta odraza na jego
twarzy, wzgarda i wstręt. Głupie imię... Jeszcze trzy lata i w końcu zmienię je
sobie na jakieś normalne.
Wyjrzałam przez okno. W miejscu,
gdzie leżał nieprzytomny chłopak, teraz klasa 3c grała w piłkę nożną. A raczej
chodzili i popychali tą piłkę stopami. Wciąż nie mogli zapomnieć widoku ich
zakrwawionego kolegi. Omijali miejsce, gdzie były pozostałości zaschniętej
krwi. Ale życie toczy się dalej. Nic już się z tym nie da zrobić. Nagle
uczniowie zaczęli uciekać. Rozległy się strzały. Pani Gery od angielskiego
szybko podbiegła do okna, żeby zobaczyć co się dzieje. Jednak uwagę przejął huk
wyłamujących się drzwi.
Do sali wparowało trzech
mężczyzn. Dwóch z nich rozpoznałam. Ostatnio widziałam ich na boisku... Trzeci
z nich, chyba ich szef, miał czarną oficerską czapkę spod której wystawał długi
blond warkocz, sięgający do pasa. Jako jedyny miał spodnie w kolorach moro. W
dłoni trzymał nóż Clip Point. Każdy z nich miał okulary przeciw słoneczne.
Poczułam się, jak w filmie akcji, ale tutaj naprawdę ktoś mógł zginąć. Koledzy blondyna
stali z karabinami M4 mierząc w nauczycielkę i uczniów. Kazali nam wstać z
ławek i iść pod ścianę, nie robiąc przy tym żadnych gwałtownych ruchów. Ręce
wysoko i szeroko nogi. Właśnie zaczęłam żałować, że opuściłam ostatnie zajęcia
z edukacji o bezpieczeństwie. Szef uważnie cały czas mi się przyglądał. Schylił
się do swojego brodatego kolegi i szepnął mu coś do ucha. Ten mu przytaknął.
Podszedł do mnie i chwycił za ramie. Zaprowadził mnie na środek sali,
przesuwając przy tym ławki i krzesła. Postawił mnie na przeciw swojego przełożonego.
Usłyszałam za sobą szloch Alvy i
czyjś pisk. Drugi z zbójców okrzyczał uczniów i zakazał odzywania się. Padły
strzały, a wraz z nimi jeden z uczniów. Wywnioskowałam to po odgłosie upadku.
Stłumiłam szloch w sobie i zatrzymałam wyciekające łzy. Drgawki było już
trudniej ukryć.
Ten zdjął okulary i czapkę.
Czułam się, jakbym patrzyła na kogoś w moim wieku. Miał młodzieńcze rysy twarzy
i wielkie maślane oczy. Jedno miało kolor zielony, a drugie niebieskie. Jednak
nie to było najdziwniejsze. Jego uszy były dłuższe, niż normalnie i skończone
ostrym czubkiem. Stałam twarzą w twarz z prawdziwym elfem. Położył dłonie na moich ramionach i przesunął mnie pod
okno. Oparłam się o parapet. Posłał mi
przyjazny uśmiech i wyciągnął drugi nóż. Wciągnęłam powietrze, a serce biło tak
szybko, że mogłabym być posądzona o palpitacje. Lecz elfa nie miał żadnych
planów wobec mnie. Odwrócił się do i rzucił obydwoma ostrzami w stronę dwóch podwładnych.
Jeden z nich dostał w szyje, a drugi w serce. Karabiny opadły na podłogę, a oni
zakrwawieni osuwali się powoli na kolana. Próbowali wyciągnąć ostre narzędzie, lecz
jeszcze bardziej okaleczali sami siebie. W końcu padli cali zalani krwią.
Elf powrócił do mnie i chwycił
moją dłoń. Poczułam coś zimnego. Zostawił to w niej i zacisnął ją w pięść.
Nagle chwycił moją głowę i przyciągnął do swojej. Stuknęliśmy się czołami. Jego
było suche i delikatne niczym jedwab, a moje spocone i lodowate. Chciałam się
wyrwać, ale miał zbyt mocny uścisk. Po chwili przestałam, bojąc się, że mnie
zadźga na śmierć. Łzy spływały mi po policzkach.
- Zostaw mnie błagam – wyjąkałam. Z nerwów zaczęłam tracić
władzę w nogach. Wszelka energia życiowa opuściła mnie już dawno i gdyby nie
podtrzymywanie mojej głowy przez elfa, już dawno bym upadła.
- Wybierz właściwie – powiedział ze stoickim spokojem.
Odsunął się i zabrał dłoń. Oparłam się o
parapet i starałam się zachować równowagę. Jego oczy były zatrzymane na mojej
prawej dłoni, w której trzymałam, jeśli dobrze myślę i czuję, metalowe obrączki.
Ale sądzę, że jego uwagę przykuwał raczej wystający kawałek bandażu. Musiał się
rozwiązać pod bluzą.
- Anioły to oszuści
– powiedział nie poruszając ustami.
Zamarłam. Rozpętało się piekło. Auxili wpadli przez tylnie okna
i drzwi, przy okazji tłucząc szyby. Szkło rozprysło się po całej sali. Anioły
rzuciły się na elfa. Zaczęły go kopać i okładać pięściami. On bez sprzeciwu
pozwalał im na to. W końcu zakuli mu ręce i nogi w kajdanki. Przeszukując go
znaleźli pięć czarnych shuriken, scyzoryk, nóż motylkowy i piersiówkę z wyrytym
krajobrazem lasu. Podnieśli go i wyprowadzili na korytarz. Słychać było potem
tylko krzyki, a za oknem przebiegł wolny elf. Dzięki długim nogom szybko
pokonywał odległości i po chwili znikł z oczu mi, jak i Auxiliom. Mogli zawsze
użyć skrzydeł, ale niby ich kodeks tego zabrania. Tylko w wyjątkowych
sytuacjach.
Moi rówieśnicy nadal stali pod
ścianą. Byli w szoku, ja również. Drugi atak w tym samym tygodniu? Dodatkowo
pojawienie się realnej postaci z legend? To za dużo dla człowieka o zdrowych
zmysłach. Można zwariować. Świat, który wydawało nam się znany, jest nam tak
naprawdę obcy. O czym jeszcze nie wiemy? W co ja właściwie zamieszałam się
feralnej nocy?
Wszędzie biegali Auxili, pytali
się każdego czy nic mu nie jest, zbierali zeznania. Po chwili przyjechała
jeszcze policja i karetka. Ludzie i Anioły działali ramie w ramię, aby
uprzątnąć sale, pomóc rannym od szkła i spakować zwłoki. Do mnie jednak nikt
nie podchodził. Wciąż stałam przy parapecie z mokrymi policzkami. Spuściłam
głowę w dół. Czy moje imię i przypadkowe zainteresowanie elfa spowodowało, że
zostałam odtrącona? Ręka znowu zaczęła mi pulsować z bólu i zrobiła się gorąca,
podobnie, jak całe ciało. Jednak zimno metalu, zamkniętego w dłoni, pomagało.
Otworzyłam powoli pięść. Ukazały mi się dwie metalowe obrączki. Miały może
około dwa centymetry szerokości i zdecydowanie były za duże. Musiałyby mi palce
spuchnąć i to tak porządnie, żeby pasowały. Zdecydowałam się założyć jeden,
może nie brakuje, aż tak wiele. Nagle pierścień zmniejszył się i idealnie
przyległ do palca. Nie czułam nawet, że go mam. Zrobiłam to samo z drugim,
tylko że na lewej dłoni. W pewnym momencie usłyszałam melodyjny głos:
- Nic ci nie zrobił?- Fabian stał przede mną i z troską się
wpatrywał w moją ponurą twarz. Przetarłam policzki rękawem bluzy, żeby jakoś
wyglądać.
- Nie? – zdziwiło mnie jego zainteresowanie. - I czemu w
ogóle się do mnie odzywasz? Po ostatnim naszym spotkaniu, nie wyglądałeś,
jakbyś chciał mnie jeszcze zobaczyć.
- Przepraszam, ale sama widzisz kim jestem, a twoje imię... Musiałem
się upewnić czy nie masz żadnych powiązań z siłami nieczystymi. Moja reakcja
była odpowiednia do sytuacji. A odzywam się, bo dostałem pozwolenie na
zadawanie się z tobą - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Pozwolenie? Nie możesz sam decydować o tym z kim
rozmawiasz?
- Oczywiście, że nie. Złożyłem przysięgi i muszę się ich
trzymać - puścił mi oczko. - A poza tym, w każdej szkole mamy szpiega –
powiedział przyciszonym głosem i nachylił się. Jego usta dotykały mojego ucha.
- Jest to uczeń, który informuje nas o
ataku na szkołę. Niestety nasz informator właśnie wychodzi w czarnym worku i mój
szef wybrał ciebie na jego zastępstwo. Więc pytam cię Maro Uniqwen czy zechcesz
pracować dla Auxiliów?
Byłam światkiem dwóch ataków, w
jednym właśnie zginął mój kolega, a Fabian pyta się mnie czy zostanę ich
informatorem? Czy on uważa, że życie tak mało dla mnie znaczy? Zgadzając się
równocześnie żegnam się z rodziną, z codziennością i normalnością. Jednak czy
to jest aż takie złe? Ryzyko utraty życia jest ogromne, ale ja już się
wpakowałam w jakiś szajs. Dlaczego by nie znaleźć się w kolejnym? Bycie
szpiegiem Fabiana, to również częstszy kontakt z nim. Okazja do poznania go, wybadania
jaki jest, co lubi. Skoro i tak już w jakimś stopniu jestem zagrożona, to wole
zginąć, jako pomocnica aniołów, niż zwykły, szary człowiek.
- Tak – odpowiedziałam z powagą.
Ciekawy rozdział, mimo kilku błędów. Interesuje mnie co bd między Marą i Fabianem. Czekam na next. ;*
OdpowiedzUsuńdzięki za opinie ;3 postaram się poprawić niektóre błędy ;)
Usuń