Pomimo wysokiej temperatury, cały
dzień siedziałam w bluzie. Była zbyt duża, jak dla mnie. Pociłam się strasznie,
ale nie mogłam odsłonić rany. Jednak oprócz tego miałam jeszcze jeden problem
na głowie. Pani Faj. Chodziła za mną na każdej przerwie i ciągle mówiła o tym,
że może mi pomóc, wyjaśnić wszystko, załatwić co trzeba. Ta kobieta sobie coś
ubzdurała, że jakiś jegomość mnie skrzywdził. Albo przesadziła z lekami albo ma
niepoukładane w głowie. Powinni zająć się nią paleontologowie. Ludzie na
korytarzu patrzyli na mnie, jak na dziwoląga. Podobno po szkole krąży już
plotka, że ja i Faj to rodzina. Mam już dość tej chorej kobiety!
Kiedy po raz piąty zobaczyłam ją
idącą w moim kierunku, myślałam, że rzucę w nią plecakiem. Szybko poszłam do
łazienki. Na szczęście nie weszła za mną, ale mogła zawsze czekać pod drzwiami.
Posiedzę tu do dzwonka i wtedy wyjdę. Musiałam piętnaście minut spędzić w
kabinie toaletowej. Usiadłam na klozecie po turecku, wyjęłam korektor i
zaczęłam rysować po jednej ze ścian. Nie miałam pomysłu co napisać, więc
zaczęłam obrysowywać narysowane już obrazki, napisy i numery telefonów. W tym
samym czasie rozmyślałam nad tym, co usłyszałam z ust sprzątaczki w ciągu dnia.
„Musisz pozwolić dać sobie pomóc”. „Nie
opanujesz tego sama”. „Wiele osób na tym ucierpi”. Chyba się domyśliła, że
nic nie wiem na temat przyczyny ugryzienia. Ale o co jej dokładnie chodzi? Wie,
że pije alkohol? Tylko, że takie słowa, to raczej kieruje się do osoby
uzależnionej, a taką nie jestem. Mam już mętlik w głowie. Czego ta kobieta ode
mnie chce? Czemu akurat mnie się uczepiła? Wymyśliła sobie jakąś historyjkę i
teraz nią żyje. Niestety musiała wciągnąć w to też mnie.
Zadzwonił dzwonek. Schowałam
korektor i przyjrzałam się swoim szlaczkom. Po jakiś 5-6 centymetrach zmieniły
się litery. Nie mogłam odczytać, co jest napisane. Pierwsza z nich to na pewno
"D". Pozostałych nie mogłam rozszyfrować, bo były zapisane kursywą i
każda z nich była ozdobiona falami. Wyglądało to pięknie. Nie potrafiłam
uwierzyć, że coś takiego wyszło spod mojej ręki. Czemu ja w ogóle się nie
zorientowałam, co pisałam? Powinnam zacząć wyłączać się na lekcjach, może wtedy
też zacznę ładnie pisać. Zabrałam swoje rzeczy i poszłam na ostatnią lekcje.
Poza poranną rozmową z Alvą i
panią Faj, do nikogo się nie odzywałam. Nie miałam na to najmniejszej ochoty. Również
po wydarzeniach na korytarzu, nikt nie chciał mieć ze mną styczności. Bali się,
że zostaną powiązani z tą cholerną sytuacją. Czasami miałam ochotę zapaść się
pod ziemię, szczególnie, jak starsi uczniowie drwili ze mnie, dlatego moje
serce uradowało się, kiedy usłyszałam dzwonek obwieszczający koniec lekcji.
*
Resztę dnia spędziłam na
odrabianiu lekcji. Nauczyciele chyba nas nienawidzą, żeby już w pierwszym tygodniu
po wakacjach zadawać prace domową. Wieczorem, kiedy się już wykąpałam, usiadłam
na łóżku, włączyłam muzykę i patrzyłam
się w niebo. Było widać każdą gwiazdkę, nawet tą najmniejszą. Ale żadna nie
mogła równać się z Księżycem. Duży, biało-szary, jasny i da się na niego
patrzeć. Dlatego wole go od Słońca. Może wyda się to dziwnie, ale lubię go oglądać.
Zatracona w podziwianiu i słuchaniu swoich ulubionych zespołów, nie zauważyłam,
że minęło już kilka godzin.
Pokój wyglądał, jak za dnia.
Białe światło Księżyca wylewało się przez okna, niczym wodospad. Zaczęłam
pomału sztywnieć, więc rozciągnęłam się. Prostując plecy, zauważyłam miliony
jasnych punkcików na suficie i ścianach. Poruszały się, nikły, pojawiały się.
Czy ja śnie? Nawet jeśli tak, to nie czuje tego. Powoli ściągnęłam kołdrę, a
błyszczących kropek pojawiało się co raz więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz