Kaim
Światło, już niedaleko. Mara była, jak piórko.
Leciutka i kruchutka, chociaż wiem, że twarda z niej babka. Pamiętam, jak
przyjmowałem zlecenie. Powiedzieli, że mam zabić potwora. A tu trafiła mi się
taka piękność. Na początku myślałem, że to jakiś żart. Ale później pokazała
pazurki. Była taka żywiołowa i szczęśliwa. A teraz? Jej ciało bezwładnie
zwisało na moich rękach. Nie było nawet słychać bicia serca. Nie zdawałem sobie
nawet sprawy, że zabraknie mi tego. Choć jedno ciche "puk".
W końcu stanęliśmy na miękkiej trawie. Wciągnąłem
głęboko powietrze. Czyste, bez smrodu spalin. Wiatr wiał lekko kołysząc liście
drzew. W końcu w domu. Welfix to kraina nazywana Wielkim Lasem. Gdzie nie
spojrzysz - drzewo. Przelecieliśmy kilka kilometrów miedzy konarami drzew.
Razem z nami wiewiórki skakały z gałązki na gałązkę. Gdyby nie Mara, pewnie
pościągałbym się z nimi. Zatrzymaliśmy się obok niewielkiego jeziorka.
-
Co teraz? - spytał Seriel.
-
Nie wiem, myślałem, że to będzie prostsze. Nie zaniosę jej takiej do
królestwa...
-
Może uda nam się, jakoś przekonać Fretyka, żeby ją wyleczył poza murami zamku.
– zaproponował Seriel.
-
Zanim tam dotrzemy Mara już dawno będzie tylko wspomnieniem. Sam już nie wiem
co robić.
Czułem
się taki bezradny. Wiedziałem, że byłem jedyną szansą na podtrzymanie jej przy
życiu. Jeśli teraz przestane się starać, ona umrze. Jedyne co przychodziło mi
do głowy to magia krwi. Tylko, że ona polega na zasadzie życie za życie. Nie pozwolę oddać Serielowi życia, a tym bardziej
on mi.
-
Ale ja wiem! – wykrzyknął.
Seriel
zabrał ciało Mary ode mnie i wszedł z nim do jeziorka. Położył ją na tafli wody
i odsunął się od niej. Woda pochłonęła jej ciało i ciągnęła w dół. Rzuciłem
się, żeby ją stamtąd wyciągnąć. Byłem już po kolana w wodzie, kiedy Seriel
złamał mnie za ramie i powiedział:
-
Wiem co robię. Kiedyś była bliska śmierci i skoczyła do morza. Od jej ciała
unosił się niebieskawy poblask. Gdy znikł, wyłowiłem ją. Nie miała na sobie
nawet draśnięcia.
Po słowach przyjaciela nieco się uspokoiłem. Stanąłem
obok niego. Wierzyłem mu, że nic jej się nie stanie, jednak coś w środku
podpowiadało mi, że cierpi. Wyobrażam sobie, jak woda wypełnia jej usta, gardło
i płuca. Brakuje jej tlenu, nie może oddychać. Jej ciałem wstrząsają drgawki.
Nie! Przestań, Seriel powiedział, że wszystko będzie dobrze. Z pleców Mary biło
jasne, niebiesko światło.
Jej ciało, leżące już na dnie jeziorka, odróżniało się
od ciemności. Z mijającym czasem czerń wody zbliżała się do niej. Kiedy znikła
z moich oczu, zanurkowałem i wyłowiłem ją.
Ułożyłem Mare na trawie. Kropelki wody z moich włosów
kapały na jej bladą twarz. Z nadzieją czekałem, aż otworzy oczy albo chociaż
zrobi jakiś ruch. Nic. Złapałem jej głowę w dłonie i zacząłem trząść z nerwów i
smutku.
-
Maro, budź się błagam! Proszę... - czułem, że się rozklejam.
Próbowałem,
utrzymywać nad sobą kontrole. Nawet to mnie przerosło. Łzy zbierały mi się w
oczach. Nie mogę ukazywać słabości, nie tu. Władcy Podziemi zawiedli by się,
gdyby zobaczyli, że ich sługa płacze. Otarłem łzy rękawem zanim jeszcze wylały
mi się na policzki.
*********************************************************************************
Mara
Szłam już przez dłuższy czas. Nie wiedziałem gdzie,
ale szłam. Mijałam kolejne nagrobki i grobowce. Przy każdym z nich był duch.
Większość z nich po prostu stała i wpatrywała się w wyryty napis, płonące
znicze i kwiaty. Ja nie zwracałam na to uwagi. Wydawało mi się nie istotne, nie
ważne. Jednak im dalej szłam, tym mniej grobów było "udekorowanych".
Ciemność wydawała się mroczniejsza i niosła ze sobą zapach niebezpieczeństwa.
Wiatr zimno i niemiło zaczął wiać. Duchy wciąż były moimi jedynymi
towarzyszami, lecz tu były inne. Tam byli to zwykli ludzie w garniturach lub
eleganckich sukienkach i zazwyczaj byli starzy. Tutaj duchami były postacie ze
skrzydłami. Demony. Ich wygląd odróżniał się również tym, że były zszarzałe i
bił od nich mniejszy blask. Kiedy przechodziłam obok nich, wpatrywali się we
mnie tymi czarnymi oczyma. Pochodzili do mnie i szli w tym samym kierunku co
ja.
W końcu się zatrzymałam. Przede mną znajdował się
nagrobek z napisem: "Mara, buddyjski
demon. Śmierć poniosła z ręki Archanioła Gabriela, który zesłał na nią i jej
poddanych deszcz z wody święconej." Poczułam lekkie ukłucie w sercu.
Zabita w męczarniach, biedna. Woda święcona uśmierca, jedynie w dużych
ilościach. Krople powodują tylko niezmierny ból i zaczerwienie na skórze. Czy
jestem tu, żeby zobaczyć jaki czeka mnie los?
-
Nie, taki los spotkał tylko mnie. - dopiero teraz zauważyłam, że obok mnie stoi
piękna demonica. Oczy miała cała czarne ozdobione długimi rzęsami. Włosy miała
zaplecione w setki cieniutkich warkoczyków, które sięgały jej do ramion. Ubrana
była w srebrną zbroje z wypalonymi dziurami. Z ramion zwisała długa podarta
peleryna. U boku zwisały dwie puste pochwy na miecze. Była boso.
-
Twoim zadaniem jest zniszczenie tych świecących białym blaskiem skur**eli.
Powyrywasz im te skrzydełka i pokażesz Bogu, że zło rządzi tym światem. -
powiedziała moja imienniczka z powagą.
-
Skoro do tej pory nikomu to się udało, to czemu akurat mi ma się udać? -
spytałam z wątpliwością w głosie.
-
Jesteś Wybraną, masz wspaniałe dary i jak na razie cały czas uciekasz śmierci.
Wprost idealna, żeby podbić Welfix i świat ludzi.
-
Mam być tą, która zniszczy świat?
-
Nie. Pokażesz im, że ciemność jest silniejsza, mocniejsza, niezłomna. Dlatego
musisz być twarda, nie daj nigdy ponieść się uczuciom. Zapamiętaj moje słowa i
pomścił wszystkie demony, które starały się udowodnić światu, że nie są taki
źli. Jednak wszyscy są do nas uprzedzeni i to jest najgorsze.
Słowa Mary wciąż brzmiały w mojej głowie. Nagrobki i
duchy zniknęły. Zostałam tylko ja i ciemność. Coś zaczęło mnie uciskać na
mostku. Chwila ulgi i znowu uderzenie. Było bolesne i mocne. Po trzydziestu
niewiadomych uciskach na mojej klatce piersiowej, poczułam, jak powietrze
wypełnia moje płuca. Wdech, wydech, wdech, wydech. I znowu ból na mostu. Nie
mogłam już tego wytrzymać. Skuliłam się na czarną podłogę zaciskając ręce na
piersi i krzyczałam, żeby to coś przestało. Zacisnęłam oczy, żeby nie uronić
łez bólu. Bądź twarda, jakby Mara
znów stała koło mnie i powtarzała mi to w kółko. Ma racje. Jestem demonicą,
wybraną przez Księżyca i stworzoną przez ugryzienie. Otworzyłam oczy...
------------------------------------------------------------------------------------------------Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś pozostaw komentarz, bardzo mnie to motywuje. :)
Postanowiłam kontynuować to opowiadanie. Rozdział trochę krótki, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Jak wam się podoba podzielenie tego opowiadania na księgi? Księga I to życie Mary w świecie ludzi, a Księga II... Dowiecie się wkrótce ;)
A księga II to gorący romans Mary z Kaim' em ;P
OdpowiedzUsuńCzekam na to!
Rozdział bardzo mi się podoba ;)
Czekam na next i weny ;)
Chyba muszę Cię trochę zmartwić, ponieważ nie jestem osobą lubiącą romansidła :/ ale postaram się dać kilka scen miłosnych ;)
Usuń