MARA
Od kilkunastu minut kombinuje, jakby tu wyjąć kule. Jedyne co mi przychodzi do głowy, to rozcięcie nogi, ale wystarczająco dużo straciłam już krwi i energii. Przyłożyłam dłoń do rany i delikatnie zaczęłam masować. Ukoiło to ból. Jak oni to robią w szpitalu? Przecież muszą mieć jakiś sposób.
Od kilkunastu minut kombinuje, jakby tu wyjąć kule. Jedyne co mi przychodzi do głowy, to rozcięcie nogi, ale wystarczająco dużo straciłam już krwi i energii. Przyłożyłam dłoń do rany i delikatnie zaczęłam masować. Ukoiło to ból. Jak oni to robią w szpitalu? Przecież muszą mieć jakiś sposób.
Za oknem szalała burza. Krople deszczu uderzały w szybę
w moim pokoju. Błyskawice co kilka sekund rozjaśniały czarne niebo. Grzmoty
dudniły mi w uszach, co jeszcze trudniej pozwalało mi się skupić. Wzięłam
głęboki wdech i… W powietrzu unosił się zapach mokrego, psiego futra. O framugę
drzwi opierał się przemoczony chłopak. Miał białe włosy do ramion, z których
kapały krople deszczu. Był dość wysoki, umięśniony i przystojny. I te
szczenięce, błękitne oczy... Takie same, jak u Kiby. Jednak najdziwniejszy był
jego strój. Miał na sobie ciemnozieloną kamizelkę wierzchnią, która z przodu
była krótsza, a z tyłu sięgała mu do połowy uda. Pod nią miał białą bluzkę z
piki. Spodnie miał czarne, długie, obcisłe i zapinane na trzy guziki przy
kostce. Wyglądał, jakby urwał się z filmu historycznego.
Ból w nodze odwrócił moją uwagę od przybysza. Syknęłam
z bólu i wciąż masowałam łydkę. Białowłosy wciąż mi się przyglądał. Denerwowało
mnie to, że miał nade mną przewagę, dostał się do mojego domu i go nawet nie
usłyszałam, a przede wszystkim to, że się perfidnie patrzył.
-
Kim jesteś i czego chcesz? - spytałam z wściekłością w głosie.
Nieznajomy
szeroko się uśmiechnął. Podszedł bliżej i usiadł obok.
-
Nazywam się Seriel. Po zapachu powinnaś zgadnąć kim jestem. – powiedział.
-
Śmierdzisz mokrym psem. Jesteś jakimś osiemnastowiecznym hyclem? – spytałam z
ironią.
-
Wydawałaś się bardziej bystrzejszą dziewczyną. Przyglądnij mi się.
Odwróciłam wzrok i znów skupiłam się na ranie. Ból się
nasilał z każdą sekundą. Czułam zimno stali w moich mięśniach. Nie miałam czasu na jakieś zgadywanki. A
poza tym wszędzie rozpoznałabym te oczy. Fabian miał racje, że wilkory to
fałszywe zwierzęta. Kiba... Znaczy Seriel cały czas mnie oszukiwał. Mógł od
razu mi powiedzieć, kim jest. Ukrywał przede mną swoją tożsamość, podczas gdy
znał mój sekret.
-
Naprawdę myślisz, że jestem taka głupia? Dlaczego teraz? Dlaczego nie
powiedziałeś mi kim jesteś?! - mówiłam to z taką wściekłością, że ręce zaczęły
mi się trząść.
-
Maro... Chciałem ci powiedzieć, ale wtedy ten cholerny anioł przylazł! –
tłumaczył się.
-
To czemu nie powiedziałeś mi od razu? Na przykład wtedy, jak ja ci powiedziałam
o mnie!
-
Ty zdajesz sobie sprawę ile jest kobiet-demonów na świecie? Jedna. Jesteś, sory
za określenie, ale wybrykiem natury. Władcy Podziemia nigdy nie stworzyli kogoś
takiego, jak ty. A wiesz czemu? Bo nie potrafią. Próbowali przemienić kobietę z
ugryzienia, ale za każdym razem umierały.
-
Lunas podejrzewa, że jestem Wybrańcem…
-
Lunas to jedna z najmądrzejszych osób, jakie znam, więc również twierdze, tak
jak on. Innego wytłumaczenia nie ma.
-
Długo masz zamiar tu jeszcze być? - spytałem lekko poirytowana.
Westchnął
głęboko i dodał:
-
Wyciągnąć ci to? - wskazał głową na moją nogę.
Ból
narastał, a ja traciłam czucie w nodze. Seriel był moją jedyną nadzieją.
Zabrałam zakrwawioną dłoń z nogi i powiedziałam:
-
Tak.
Seriel
przysunął się bliżej mojej nogi. Chwycił ją jedną ręka na kostkę, a drugą pod
kolanem. Nagle bił się w moją łydkę. Wrzasnęłam z bólu i już chciałam przywalić
tej pijawce, kiedy wyjął zęby z mojego ciała. Z ust wystawały mu zakrwawione
kły, a oczy zmieniły barwę na czerwoną. Odwrócił głowę w moją stronę i szeroko
się uśmiechnął. W zębach trzymał nabój. Wypluł go na podłogę. Wstał i wyszedł.
Po sekundzie wrócił ze szklanką wody.
-
Już sobie chyba poradzisz.
-
Ty... jesteś demonem! – wykrzyknęłam z entuzjazmem.
-
Bystra jesteś.
Ruchem
ręki skierowałam wodę na ranę. Przyłożyłam tam dłoń i rozbłysło niebieskie
światło. Mięśnie powoli się regenerowały i scalały. Po kilku minutach na mojej
łydce nie było śladu po postrzału.
*****************************************************************************************
Kiedy tylko przekroczyłam szkolną bramkę, zauważyłam Zabójcę.
Z wiekiem uśmiechem mi się przyglądał i opierał o miecz.
-
To dziś masz zamiar mnie zabić?
-
Jak wyleczyłaś nogę? - odpowiedział pytaniem.
-
Nie odpowiedziałeś mi.
-
A ty mi.
-
Już sama mam ochotę cię udusić.
Szeroko
wyszczerzył zęby i przystawił mi miecz do gardła. Szybkim ruchem otworzyłam
katany i uderzyłam o jego broń. Cofnął go do tyłu, a ja odskoczyłam. Lewą rękę
przyłożył do guzika i rozpiął pelerynę, która opadła na szkolne boisko. Znów
się zaczął szczerzyć.
Ma za dużo ubrania na sobie...
On
za dużo sobie wyobraża. Rzuciłam się na niego. Odparł mój atak i sam zaczął
atakować. Ciął na wysokości mojego obojczyka. Odciął mi mieczem rękawy bluzy. A
więc w ten sposób chce mnie rozebrać. W sumie ma trochę racje, bo nie wygodnie
mi w tym. Odsunęłam się od niego i zaczęłam drzeć spodnie. Zdjęłam również
pociętą bluzę. Teraz miałam na sobie podkoszulek i krótkie spodenki.
Co chwila było słychać dźwięk obijanego metalu o
siebie. W pewnym momencie Zabójca przestał atakować. Odbierał tylko moje ataki.
Myślał, że się zmęczę i późnej zabicie mnie będzie prostsze. Głupi. Dzięki moim
nadludzkim zdolnością mogłam zadawać mu kilka ciosów na sekundę. Tak się
rozkręciłam, że z katan było widać tylko szare smugi. Zabójca był bardzo tym
zszokowany. Odskoczył do tyłu.
-
Oni chyba nie wiedzieli, kogo dać mi do zabicia. Kim ty jesteś? - zapytał.
-
Jestem największym złem, jakie chodziło po tej ziemi. - po tych słowach znów
zaatakowałam.
Nasze
miecze się skrzyżowały. Napieraliśmy na siebie nawzajem. Był silniejszy i nogi
zaczęły się pode mną uginać.
Nagle nad nami pojawił się helikopter. Na około nas
pojawiły się liny, z których zjeżdżali ubrani na czarno ludzie. Każdy z nich
skierował pistolet w moją stronę. Zabójca odszedł ode mnie kilka kroków i podszedł
do jednego z Leonadów.
-
Kasa. - powiedział cicho.
Leonada
wyjął z kieszeni zawiniątek pieniędzy. Po otrzymaniu zapłaty, poszedł po swoją
pelerynę. Stanął jeszcze przy bramce.
Fajnie się z tobą walczyło. - powiedział w myślach i już go nie było.
Napastnicy odebrali mi katany i zakuli w kajdanki.
Mogłam przerwać je w każdej chwili, ale nie chciałam zostać rozstrzelona przez
siedmiu mężczyzn. Nagle jeden podszedł do mnie z nożem. Zaczął rozsuwać swój
kombinezon. Na jego piersi znajdowała się wielka, niebieska róża. Auximiliści...
-
Za Teodora i Fabiana! - krzyknął.
Zamachnął
się nożem. Odwróciłam głowę bokiem, chroniąc gardło. Ostrze zostawiło krwawy
ślad od połowy mojego policzka do prawej brwi. Przewróciłam się na boisko.
-
Mogliśmy od razu ją zabić, a nie wynajmować tego amatora. - powiedział...
------------------------------------------------------------------------------------------------Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś pozostaw komentarz, bardzo mnie to motywuje. :)
Zastanawiam się jeszcze nad zakończeniem, ale mam nadzieję, że pojawi się, jak najszybciej ;)
Jakim zakończeniem? Co ty gadasz?! To już koniec?! A gdzie romans Mary z Kibą?! I kto tak kończy?!
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy nie napisałam tylu wykrzykników w jednym komie.... Twoja wina!
Czekam na next i weny ;)
Przepraszam :( postaram się wymyślić kontynuacje tej historii ;) i już nie będę tak kończyć ;p
UsuńJak walczyła z zabójcą na miecze i ten rozciąga jej ciuchy,to przypomniał mi się Zorro :)
OdpowiedzUsuńI popieram Rebel.P jaki koniec?Oszalałaś? !!
Czekam z niecierpliwością na next i pozdrawiam :)
Tak oszalałam hahah, ale spokojnie, jak tylko przyjdą mi jakieś pomysły to od razu siadam do pisania B|
Usuń