niedziela, 25 października 2015

Księga I section XX

MARA
Od kilkunastu minut kombinuje, jakby tu wyjąć kule. Jedyne co mi przychodzi do głowy, to rozcięcie nogi, ale wystarczająco dużo straciłam już krwi i energii. Przyłożyłam dłoń do rany i delikatnie zaczęłam masować. Ukoiło to ból. Jak oni to robią w szpitalu? Przecież muszą mieć jakiś sposób.
Za oknem szalała burza. Krople deszczu uderzały w szybę w moim pokoju. Błyskawice co kilka sekund rozjaśniały czarne niebo. Grzmoty dudniły mi w uszach, co jeszcze trudniej pozwalało mi się skupić. Wzięłam głęboki wdech i… W powietrzu unosił się zapach mokrego, psiego futra. O framugę drzwi opierał się przemoczony chłopak. Miał białe włosy do ramion, z których kapały krople deszczu. Był dość wysoki, umięśniony i przystojny. I te szczenięce, błękitne oczy... Takie same, jak u Kiby. Jednak najdziwniejszy był jego strój. Miał na sobie ciemnozieloną kamizelkę wierzchnią, która z przodu była krótsza, a z tyłu sięgała mu do połowy uda. Pod nią miał białą bluzkę z piki. Spodnie miał czarne, długie, obcisłe i zapinane na trzy guziki przy kostce. Wyglądał, jakby urwał się z filmu historycznego.
Ból w nodze odwrócił moją uwagę od przybysza. Syknęłam z bólu i wciąż masowałam łydkę. Białowłosy wciąż mi się przyglądał. Denerwowało mnie to, że miał nade mną przewagę, dostał się do mojego domu i go nawet nie usłyszałam, a przede wszystkim to, że się perfidnie patrzył.
- Kim jesteś i czego chcesz? - spytałam z wściekłością w głosie.
Nieznajomy szeroko się uśmiechnął. Podszedł bliżej i usiadł obok.
- Nazywam się Seriel. Po zapachu powinnaś zgadnąć kim jestem. – powiedział.
- Śmierdzisz mokrym psem. Jesteś jakimś osiemnastowiecznym hyclem? – spytałam z ironią.
- Wydawałaś się bardziej bystrzejszą dziewczyną. Przyglądnij mi się.
Odwróciłam wzrok i znów skupiłam się na ranie. Ból się nasilał z każdą sekundą. Czułam zimno stali w moich mięśniach.   Nie miałam czasu na jakieś zgadywanki. A poza tym wszędzie rozpoznałabym te oczy. Fabian miał racje, że wilkory to fałszywe zwierzęta. Kiba... Znaczy Seriel cały czas mnie oszukiwał. Mógł od razu mi powiedzieć, kim jest. Ukrywał przede mną swoją tożsamość, podczas gdy znał mój sekret.
- Naprawdę myślisz, że jestem taka głupia? Dlaczego teraz? Dlaczego nie powiedziałeś mi kim jesteś?! - mówiłam to z taką wściekłością, że ręce zaczęły mi się trząść.
- Maro... Chciałem ci powiedzieć, ale wtedy ten cholerny anioł przylazł! – tłumaczył się.
- To czemu nie powiedziałeś mi od razu? Na przykład wtedy, jak ja ci powiedziałam o mnie!
- Ty zdajesz sobie sprawę ile jest kobiet-demonów na świecie? Jedna. Jesteś, sory za określenie, ale wybrykiem natury. Władcy Podziemia nigdy nie stworzyli kogoś takiego, jak ty. A wiesz czemu? Bo nie potrafią. Próbowali przemienić kobietę z ugryzienia, ale za każdym razem umierały.
- Lunas podejrzewa, że jestem Wybrańcem…
- Lunas to jedna z najmądrzejszych osób, jakie znam, więc również twierdze, tak jak on. Innego wytłumaczenia nie ma.
- Długo masz zamiar tu jeszcze być? - spytałem lekko poirytowana.
Westchnął głęboko i dodał:
- Wyciągnąć ci to? - wskazał głową na moją nogę.
Ból narastał, a ja traciłam czucie w nodze. Seriel był moją jedyną nadzieją. Zabrałam zakrwawioną dłoń z nogi i powiedziałam:
- Tak.
Seriel przysunął się bliżej mojej nogi. Chwycił ją jedną ręka na kostkę, a drugą pod kolanem. Nagle bił się w moją łydkę. Wrzasnęłam z bólu i już chciałam przywalić tej pijawce, kiedy wyjął zęby z mojego ciała. Z ust wystawały mu zakrwawione kły, a oczy zmieniły barwę na czerwoną. Odwrócił głowę w moją stronę i szeroko się uśmiechnął. W zębach trzymał nabój. Wypluł go na podłogę. Wstał i wyszedł. Po sekundzie wrócił ze szklanką wody.
- Już sobie chyba poradzisz.
- Ty... jesteś demonem! – wykrzyknęłam z entuzjazmem.
- Bystra jesteś.
Ruchem ręki skierowałam wodę na ranę. Przyłożyłam tam dłoń i rozbłysło niebieskie światło. Mięśnie powoli się regenerowały i scalały. Po kilku minutach na mojej łydce nie było śladu po postrzału.
*****************************************************************************************
Kiedy tylko przekroczyłam szkolną bramkę, zauważyłam Zabójcę. Z wiekiem uśmiechem mi się przyglądał i opierał o miecz.
- To dziś masz zamiar mnie zabić?
- Jak wyleczyłaś nogę? - odpowiedział pytaniem.
- Nie odpowiedziałeś mi.
- A ty mi.
- Już sama mam ochotę cię udusić.
Szeroko wyszczerzył zęby i przystawił mi miecz do gardła. Szybkim ruchem otworzyłam katany i uderzyłam o jego broń. Cofnął go do tyłu, a ja odskoczyłam. Lewą rękę przyłożył do guzika i rozpiął pelerynę, która opadła na szkolne boisko. Znów się zaczął szczerzyć.
Ma za dużo ubrania na sobie...
On za dużo sobie wyobraża. Rzuciłam się na niego. Odparł mój atak i sam zaczął atakować. Ciął na wysokości mojego obojczyka. Odciął mi mieczem rękawy bluzy. A więc w ten sposób chce mnie rozebrać. W sumie ma trochę racje, bo nie wygodnie mi w tym. Odsunęłam się od niego i zaczęłam drzeć spodnie. Zdjęłam również pociętą bluzę. Teraz miałam na sobie podkoszulek i krótkie spodenki.
Co chwila było słychać dźwięk obijanego metalu o siebie. W pewnym momencie Zabójca przestał atakować. Odbierał tylko moje ataki. Myślał, że się zmęczę i późnej zabicie mnie będzie prostsze. Głupi. Dzięki moim nadludzkim zdolnością mogłam zadawać mu kilka ciosów na sekundę. Tak się rozkręciłam, że z katan było widać tylko szare smugi. Zabójca był bardzo tym zszokowany. Odskoczył do tyłu.
- Oni chyba nie wiedzieli, kogo dać mi do zabicia. Kim ty jesteś? - zapytał.
- Jestem największym złem, jakie chodziło po tej ziemi. - po tych słowach znów zaatakowałam.
Nasze miecze się skrzyżowały. Napieraliśmy na siebie nawzajem. Był silniejszy i nogi zaczęły się pode mną uginać.
Nagle nad nami pojawił się helikopter. Na około nas pojawiły się liny, z których zjeżdżali ubrani na czarno ludzie. Każdy z nich skierował pistolet w moją stronę. Zabójca odszedł ode mnie kilka kroków i podszedł do jednego z Leonadów.
- Kasa. - powiedział cicho.
Leonada wyjął z kieszeni zawiniątek pieniędzy. Po otrzymaniu zapłaty, poszedł po swoją pelerynę. Stanął jeszcze przy bramce.
Fajnie się z tobą walczyło. - powiedział w myślach i już go nie było.
Napastnicy odebrali mi katany i zakuli w kajdanki. Mogłam przerwać je w każdej chwili, ale nie chciałam zostać rozstrzelona przez siedmiu mężczyzn. Nagle jeden podszedł do mnie z nożem. Zaczął rozsuwać swój kombinezon. Na jego piersi znajdowała się wielka, niebieska róża. Auximiliści...
- Za Teodora i Fabiana! - krzyknął.
Zamachnął się nożem. Odwróciłam głowę bokiem, chroniąc gardło. Ostrze zostawiło krwawy ślad od połowy mojego policzka do prawej brwi. Przewróciłam się na boisko.
- Mogliśmy od razu ją zabić, a nie wynajmować tego amatora. - powiedział...
------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś pozostaw komentarz, bardzo mnie to motywuje. :)
Zastanawiam się jeszcze nad zakończeniem, ale mam nadzieję, że pojawi się, jak najszybciej ;)

4 komentarze:

  1. Jakim zakończeniem? Co ty gadasz?! To już koniec?! A gdzie romans Mary z Kibą?! I kto tak kończy?!
    Jeszcze nigdy nie napisałam tylu wykrzykników w jednym komie.... Twoja wina!
    Czekam na next i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam :( postaram się wymyślić kontynuacje tej historii ;) i już nie będę tak kończyć ;p

      Usuń
  2. Jak walczyła z zabójcą na miecze i ten rozciąga jej ciuchy,to przypomniał mi się Zorro :)
    I popieram Rebel.P jaki koniec?Oszalałaś? !!
    Czekam z niecierpliwością na next i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak oszalałam hahah, ale spokojnie, jak tylko przyjdą mi jakieś pomysły to od razu siadam do pisania B|

      Usuń