piątek, 25 września 2015

Księga I section XVIII

MARA
Fabian stał w rozkroku z wycelowanym mieczem w wilka. W jego zielonych oczach pojawił się strach. Ręce zaczęły mu się trząść. Kiba znajdował się za mną i szczerzył kły.
- Maro, odsuń się od tego wilkora. - powiedział anioł.
- Fabian to jest mój przyjaciel, nic mi nie zrobi. - odparłam.
- Tak ci się tylko wydaje. Wilkory to przebiegłe istoty. Są szkolone przez aniołów do tropienia swoich ofiar, by później zrobić z nią to, co rozkazał im treser.
I co ja mam teraz zrobić? Ufam Fabianowi. Nie musiał mi mówić, jak zdenerwować Teodora, a jednak to zrobił. Poza tym po co miałby mnie okłamywać? Pochodzi z Welfix i wie dużo więcej niż ja. Ale przez cały ten czas Kiba zachowywał się normalnie i ani razu nie zrobił mi krzywdy. Był opiekuńczy i kochany. A co jeśli wilk został wyszkolony do tropienia demonów? I codziennie pilnuje mnie, żebym nie uciekła? Im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej wątpiłam w niewinność Kiby. Po chwili odwróciłam się do niego. Te niebieskie oczy coś mi mówiły. Wydawały się takie znajome. Już wiem...
Szybko odsunęłam się od wilkora i stanęłam za Fabianem. On wciąż mierzył mieczem w stronę wilka. Kiba natomiast przestał warczeć. Próbował nawiązać ze mną kontakt wzrokowy, ale za każdym razem odwracałam głowę. Wiedziałam, że w końcu pęknę, więc powiedziałam:
- Fabian przegoń go.
Anioł rzucił się na niego. Kiba robił szybkie uniki i nie dał się zranić. Fabian ciął bez chwili przerwy. Po kilku minutach był cały mokry od potu. Wilkor w końcu zrozumiał, że musi odejść. Podniósł głowę do góry i żałośnie zawył. Po czym pobiegł przed siebie. Gdzieś w głębi chciałam, żeby wrócił. Ale na to już było za późno.
Fabian odprowadził mnie do domu. Przez całą drogę nie wymieniliśmy ani jednego słowa. Łzy lały mi się strumieniami. Nie potrafiłam ich powstrzymać. W końcu dotarliśmy do celu. Kiedy miałam już zamykać drzwi, nagle znalazł się w nich czarny but. Spojrzałam na Fabiana, a on spytał:
- Mogę wejść?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
WILK
Cholerny anioł. Wszystko skomplikował. Teraz jeszcze trudniej będzie mi wykonać misje. I co ja powiem Królowi? Został mi tydzień, a później Trina może się przegnać z życiem. Nie mogę na to pozwolić. Zamiast od razu wziąć się do roboty, to obijałem się jedząc szynkę. Może jeśli uda mi się naprawić tą przyjaźń, to zrealizuję zadanie. Muszę je wykonać, inaczej... Nawet o tym nie myśl! rozkazałem sobie. A jeśli zawiodę... Co wtedy? Moje życie straci sens. Świat straci swoje barwne kolory. Całe szczęście z niego uleci i już nigdy nie wróci. Uniosłem głowę do góry i zacząłem żałośnie wyć. Dzielą nas dwa światy, ale może gdzieś tam w głębi siebie mnie słyszy?
Nagle pojawiła się przede mną ciemna, skrzydlata postać. Najeżyłem się i wyszczerzyłem kły. Nie był sam. Przyprowadził ze sobą pięciu kolegów. W tym samym czasie wszyscy razem rzucili się na mnie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~           MARA
Razem z Fabianem siedziałam w kuchni przy stole. Stała na nim lira wódki i dwie szklanki. Butelka była już w 3/4 pusta, ponieważ chciałam, jak najszybciej pozbyć się bólu. Bólu, który towarzyszy mi od samego początku przemiany. Bólu, którego nigdy nie chciałam. Bólu bycia samej. Niby miałam Fabiana, ale to nie było to samo, co z Lunasem czy Kibą. Nagle zdałam sobie sprawę, że wraz z przemianą wzmocniła mi się głowa. Kręciło mi się i obraz stracił ostrość, ale po takiej ilości alkoholu już dawno powinnam była spać. Fabian w końcu zabrał butelkę i powiedział:
- Wystarczy, bo za chwilę nie będziesz w stanie nawet palcem ruszyć.
- Ja nie dam rady?! - krzyknęłam na cały dom i walnęłam pięścią w stół, zostawiając głęboki dołek.
- Uspokój się. - nakazał mi anioł. - A teraz posłuchaj. Kiedy jedna z moich opatrywała ci rany, pobrała ci krew do badań. Sprawdzaliśmy czy nie masz może jakiegoś zakarzenia.
Momentalnie wytrzeźwiałam. Fabian mógł dzięki temu poznać moje DNA. A co tam DNA... Mógł wszystko o mnie wiedzieć. Co jem, jak szybko się regeneruje i na co jestem odporna.
- Od jak dawna już wiecie? – spytałam łamiącym się głosem.
- Od incydentu z Ciapką. – odparł sucho.
- Czemu dopiero teraz Fabian?
- Musiałem to wszystko dokładnie przemyśleć. Maro, ja cię kocham i nie obchodzi mnie to kim jesteś.
Po tych słowach przybliżył się do mnie i objął ramieniem. Przyłożył swoje czoło do mojego i patrzyliśmy sobie w oczy. W końcu mnie pocałował. Ale nie był to czuły pocałunek. Był taki... nijaki, zwykły. Próbowałam się odsunąć od niego, lecz on co raz bardziej na mnie nacierał. Jedną ręką wciąż mnie obejmował, a drugą skierował w kierunku tyłka. Strasznie się napalił. Wpychał mi język aż do gardła. W końcu się wkurzyłam i odgryzłam mu ten język. Odsunął się ode mnie i krzyczał na cały głos, plując przy tym krwią. Ja w tym czasie wyplułam wiotki mięsień. Fabian klęczał na podłodze zatykając usta. Czerna ciecz lała się pomiędzy jego palcami, a łzy kapały z oczu. 
Nagle do domu wpadło dwóch Auxilimistów. Każdy z nich miał kastety na pięściach. Wysoki blondyn podszedł do Fabiana, że sprawdzić jak z nim. Ten odepchnął go i podszedł do mnie. Chwycił mnie zakrwawioną dłonią za szyje. Ścisnął ją z całej siły. Próbowałam się jakoś uwolnić, ale przez ten alkohol znacznie osłabłam. Drugą ręką dał znak, żeby ktoś wszedł.
Do kuchni weszło czterech Auxilimistów. Każdy z nich ciągnął za łańcuch. Dwa z nich na końcach były obwiązane na łapach Kiby, trzeci wokół szyi a czwarty wokół brzucha. Futro miał potargane i zakrwawione w kilku miejscach. Nie ruszał się. Dało się słyszeć tylko ciche jęknięcia z bólu.
Wyrywałam się jeszcze bardziej. Chciałam pomóc Kibie. Uwolnić go i wyleczyć. Wbiłam Fabianowi paznokcie w dłoń. Puścił mnie, a ja chwiejnym krokiem szybko podeszłam do wilka. Wtedy blondwłosy anioł przywalił mi kastetem w brzuch. Upadłam i razem z kolegą okładali mnie pięściami. Połamali mi żebra, złamali lewą ręką i podbili prawe oko. Zwijałam się bólu. Nie miałam nawet sił krzyczeć. Błagałam ich, żeby przestali, ale oni nie przerywali. Po pięciu minutach Fabian dał im znak ręką, żeby przestali. Podszedł do mnie, uklęknął i chwycił moją twarz dłonią.
"Jak wiesz mamy również informacje o twoich talentach, więc powinnaś mnie słyszeć. Nie chciałem, żeby tak to wyglądało, ale sama się o to prosiłaś. Myślałem, że jeśli rozkocham cię w sobie, to szybciej do nas dołączysz. Ale najwidoczniej nie jesteś taka łatwa. Na początku mieliśmy plan, że Teodor pokona cię i daruje ci życie, pod warunkiem, że do nas dołączysz. Jednak jakimś cudem udało ci się go zabić. Właśnie wtedy postanowiliśmy, że wymyliśmy plan B. Jak nie po dobroci, to przemocą. Potrzebowaliśmy tylko kogoś na kim będzie ci zależeć. Ten twój wilczek był idealny. Wiec albo do nas dołączysz i pomożesz nam zlikwidować Leonadów albo ty i ten pies umrzecie. Wybieraj."
Fabian manipulował mną i oszukiwał przez ten cały czas. Udawał te wszystkie uczucia. Ośmieszył mnie, a ja wyszłam na zakochaną idotkę!. Nie daruje mu tego. Nienawidzę go! Adrenalina i agresja wypełniły każdą część mojego ciała. Czułam je nawet w kościach. Wszystkie moje żyły powychodziły na wierzch, nawet te na twarzy. Oczy zaszły czernią, a cały widziany przeze mnie obraz poczerwieniał. Pod nimi zrobiły się ciemne kręgi. Skóra mi zbladła, a usta pociemniały. Lecz nie wyglądałam, jak anorektyczka. To pewnie przez to, że piłam krew.
Szybkim ruchem chwyciłam Fabiana za ręką, którą przytrzymywał mi twarz i zmiażdżyłam ją. Zawył z bólu, plując krwią na lewo i prawo. Chwyciłam go za szyje i rzuciłam nim o ścianę. Nagle w moim kierunku ruszyła dwójka Auxmilistiów z kastetami. Jednego z nich odepchnęłam nogą, a w przypadku drugiego zrobiłam unik, chwyciłam za szyje i skręciłam mu kark. Na cały dom rozniósł się dźwięk łamanych kości. Kiedy jego ciało bezwładnie opadło, nachyliłam się i wbiłam kły w jego nadgarstek. Uporałam się z tym w kilka sekund. Nagle reszta aniołów rzuciła się na mnie. Przycisnęli mnie do podłogi, żebym nie mogła się ruszyć. Myśleli, że wygrali, gdy nagle rozbudziłam w sobie ogień i całe moje ciało płonęło. Podpaliłam przy tym dwójkę z nich. Biegali po całym pomieszczeniu krzycząc z bólu. Pozostali próbowali im pomóc, rozwalając kran w kuchni. Nie dość, że skrzywdzili mojego Kibe, to jeszcze chcą mi dom zalać? Oj, nie ma tak dobrze. Tupnęłam nogą w podłogę i wysunęłam ręce przed siebie. Przez podłogę przeszła fala i nogi trójki Auxilimistów pokryła ziemia, tworzące twarde stożki. Szamotali się, ale nic im to nie pomagało. Walili w to pięściami, ale wciąż byli unieruchomieni. Machnęłam ręką i stanęli w płomieniach. Teraz krzyki to już było słychać na całe Flam.
Kiedy na podłodze leżało już pięć płonących ciał, skropliłam parę wodą i uformowałam z niej kule, która znajdowała się pomiędzy moimi dłońmi. Podzieliłam ją na pięć mniejszych i zgasiłam płomienie. Wszyscy już? Nie, jeszcze jeden został. Fabian. Podeszłam do niego i przykucnęłam. Nie ruszał się. Miał złamany kręgosłup, ale widział i słyszał. Tyle mi wystarczy.
- I co teraz? Przegrałeś Fabian. Mogłeś wybrać. I wybrałeś śmierć, idioto. – powiedziałam, szczerząc czerwone kły.
Złapałam go za witką rękę i wbiłam się w nadgarstek. Wiedziałam, że nic nie czuł. Ale został ostatnim w tym pomieszczeniu z anielską krwią.
Zdjęłam z Kiby wszystkie łańcuchy. Zacisnęli je tak mocno, że na łapkach, szyi i brzuchu miał krwawe pręgi. Kiedy przejechałam mu dłonią po futrze, wyczułam wystające, połamane kości. Biedactwo. W dodatku jeszcze  tak podle go potraktowałam. Znów skropliłam wodę i zrobiłam taką jakby "rękawice" na dłoniach i przyłożyłam je do wilka. Momentalnie ciecz zajaśniała. Kiba jęknął z bólu, ale było widać, że mu ulżyło. Pod palcami czułam, jak kości się ruszają i scalają. Naderwane mięśnie wracały do stanu początkowego. Trwało to kilka minut.
Kiedy Kiba się podniósł, nie wiedziałam co zrobić. Na początku się uspokoiłam i wróciłam do normalnego wyglądu. No prawie. Byłam tylko cała w krwi i obolała. Nie wiem, kiedy ale moje kości same się naprawiły. Nagle Kiba polizał mnie po policzku i wyszedł przez otwarte drzwi.
Znów zostałam sama. Klęczałam na środku kuchni i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Opuściłam głowę w dół i zaczęłam szlochać. Spojrzałam na swoje dłonie. Niby czyste, ale całe we krwi. Matka miała racje. Jestem potworem. Jedyna żądza, jaką teraz odczuwam to żądza mordu. Głód, który z wiekiem będzie narastał. Staję się co raz bardziej niebezpieczna. Znienacka zaczęłam tracić wzrok. Oczy powoli zachodziły mi mgłą.
Znalazłam się w wielkim, jasnym pomieszczeniu. Nie była to jaskinia, jak sądziłam wcześniej. Był to pokój o kamiennej podłodze, po której płynęła lawa. Tym razem było czysto. Nie natknęłam się na żądne ludzkie szczątki. Na suficie wisiał ogromny żyrandol, zrobiony z setek tysięcy malutkich diamencików. Ściany pomieszczenia były pokryte gobelinami z scenami z życia każdego demona. Moją uwagę najbardziej przykuł ten z wielkim napisem „Mara”. Przedstawiona tam demonica o blond włosach i czarnych oczach. Przejechałam po nim ręką. Był wykonany z jedwabiu przeplatany złotą nicią. Czy ja na pewno trafiłam do podziemia?
Belial i Lewiatan, jak zwykle siedzieli na swoich miejscach. Tylko, że tym razem byli ubrani w garnitury, uczesani i pachnący. Wciągnęłam głęboko powietrze. Róża i krew. Jak zawsze, kiedy się tu zjawiałam kolejny tron był oświetlony. Siedział na nim mężczyzna z czarną aureolą nad głową. Miał krótkie brązowe włosy, czerwone oczy z czerwonymi pentagramami w źrenicach. Skórę miał w kolorze jasnego brązu. Jego duże usta były wykrzywione w smutku. Również miał na sobie garnitur. W kieszonce na piersi miał uschniętą różę.
Stanęłam przed trójką Wielkich.                                  „Kim jesteś?” spytałam w myślach.                  „Przypominasz mi bardzo Saturnine. Była piękną kobietą. Też miała takie czarne włosy, jako jedyna w Rzymie. Rada starszych sądziła, że to przez to, że zawarła pakt z Orkusem i wsadzili ją do więzienia, gdzie umarła. Pewnie myślisz, dlaczego ci to opowiadam? Ponieważ ona nie zawarła żądnej umowy, tylko zakochała się we mnie, a ja w niej. Widzieliśmy się raz, a już pałaliśmy wielką miłością do siebie. Przez tego cholernego Boga mogłem widzieć się z nią raz na wiek. Kiedy znów do niej przybyłem, leżała już dawno zagrzebana. Szukałem jej duszy, ale trafiła do niego… I teraz robi, jako Parobek. A ja od tamtego czasu podzielam ból ludzi, którym pękło serce. Ale moim głównym zadaniem jest pocieszanie demonów i rozbudzanie w nich jeszcze większego gniewu. Oj, przepraszam, gdzie moje maniery. Jam jest Lucyfer, jeden z czterech upadłych aniołów i jeden z czterech władców Podziemia. Chciałbym ci na koniec powiedzieć jeszcze jedno: Ktoś ci podskoczył? Znieważył cię? To nie krępuj się, tylko zabijaj bez namysłu! Do tego zostaliśmy stworzeni. Wiem, że dużo opowiedziałem o sobie, za to mało podałem ci wskazówek. To dlatego, że po raz pierwszy rozmawiam z kimś poprzez mgłę. A teraz żegnaj i obyś miała krwawe łowy.”
Po obudzeniu się, poszłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i już miałam zasypiać, kiedy ktoś pojawił się w moim oknie…
------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś pozostaw komentarz, bardzo mnie to motywuje. :)
Przepraszam, że tak długo nie było żadnego rozdziału. Mam tyle rzeczy na głowie teraz :( A w szczególności szkołę :/ 



5 komentarzy:

  1. Wiedziałam ! Od samego początku nie lubiłam Fabiana . Drań...
    Zakochałam się (znowu) w Kibie.. <3
    Podejrzewam, że w oknie pojawił się Kiba w swojej prawdziwej postaci ;)
    Czekam na next i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że Ci się podoba :D dziękuje za opinie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś nominowana do LBA ! Zapraszam do mnie, po więcej info ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. O szok!
    Ale byłam naiwna myśląc,źe Fabian ją kocha :(
    No ale mam nadzieje ,ze się jej poszczyci :)
    Rozdział świetny
    Weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anioły to przebiegłe stworzenia, nawet Mare udało im się nabrać ;) dziękuję bardzo i pozdrawiam :3

      Usuń