niedziela, 6 września 2015

Księga I section XVI

MARA
Księżyc był wysoko na niebie, kiedy się obudziłam. Po mojej prawej stronie stał wielki, biały wilk. Był dwa razy większy niż normalny. Miał błękitne, jasne oczy. Zęby wyszczerzał w groźny sposób. Nachylał się lekko. Wyglądał, jakby przygotowywał się do skoku.
- Możesz mnie zabić. - powiedziałam. - I tak już ledwo, co żyje.
Skierowałam wzrok prosto na księżyc. Chciałam, żeby był to ostatni widok w moim życiu. Lepszego nie mogłam sobie wymarzyć. Czekałam cierpliwie, aż zwierzę się na mnie rzuci. Lecz nic się nie działo.
Wilk siedział spokojnie, wpatrzony we mnie. Miał na prawdę śliczne oczy. Nie jedna dziewczyna by mu pozazdrościła. Uśmiechnęłam się. W tym samym momencie zwierzę otworzyło pysk, wywaliło język na wierzch i zaczęło głośno oddychać. Rozbawiło mnie to.
Wyciągnęłam rękę do wilka. Momentalnie się cofnął i zawarczał. Jednak ja jej nie zabrałam. Czekałam na jego ruch. W końcu podszedł do niej, obwąchał ją i przyłożył do niej głowę. Kiedy się odsunął na jego czole został krwawy ślad dłoni.
- Przepraszam. - powiedziałam i cofnęłam rękę.
Wtedy ujrzał, że jest cała zakrwawiona. Podszedł bliżej i zaczął ją lizać. Miał o dziwo gładki język. Poruszał nim delikatnie i powoli. Było to bardzo przyjemne i odprężające. Oblizał mi wszystkie miejsca, na których była zaschnięta krew. Została mu jeszcze twarz. Usiadł obok mnie i spojrzał mi w oczy. Wydawały mi się jeszcze bardziej niebieskie, niż przed chwilą. W ich głębi można było wyczuć wewnętrzy spokój. Przysunął łeb do mojej głowy. Wzrok momentalnie skierował mi się na jego szyje. Gdzieś tam była tętnica, przez którą płynie ciepła, smaczna... Wsłuchałam się w bicie jego serca. Było spokojne i równe. Przestań o tym myśleć! Zatkałam szybko uszy dłońmi. Wilk szybko odskoczył ode mnie i się najeżył. Ja w tym czasie dałam głowę między kolana i zaczęłam powoli i głęboko oddychać przez usta. Czułam, jak zaczynają wysuwać się kły. Znając życie razem z nimi oczy zmieniły kolor.
- Uspokój się Maro. - szeptałam do siebie przez łzy.
Kiedy w końcu przestałam myśleć o tym, jak zabić wilka, znów oparłam się o drzewo. Gdy spojrzałam w bok zwierzęcia już nie było. Wystraszyłam go. Nie dziwię mu się. Sama zaczynam się siebie bać.
Nagle zaczęło robić mi się co raz słabiej. Krew nie chciała krzepnąć. Najgorsza i najgłębsza była ta rana na brzuchu. Przycisnęłam do niej ręce, żeby zatamować krwawienie. Jednak to nic nie dawało. Po chwili przestałam słyszeć, a wzrok mi się pogarszał. Morze zaczęło zlewać się czarnym niebem. Księżyc zmienił się w wielką, białą plamę. W końcu nie widziałam już nic. Ciemność.
Stałam w wielkiej jaskini. Wokół mnie znajdowało się kilka cienkich rzek lawy, które rozświetlały kamienną podłogę. Zrobiłam krok i spod mojej stopy wydobył się dźwięk, podobny do łamania suchej gałęzi. Ale to było coś innego. Kość. W około mnie leżało pełno ludzkich szczątków. Byłam w Podziemiu. Przede mną znajdowały się cztery trony. Dwa z nich, te po bokach, były oświetlone. Na jednym z nich siedział Belial.
Drugi tron zajmowała bardzo dziwna postać. Był to mężczyzna. Skórę miał w odcieniu morskiej zieleni, wielkie, czarne oczy, które wyżerały dusze. Zamiast nosa - dwie malutkie dziurki. Nie posiadał warg, ale za to miał pełno malutkich i ostrych wystających kiełków. Był ubrany w długą, czarną szatę z kapturem. Nie nosił żadnych ozdób. Z rękawów wystawały ludzkie, zielone palce połączone błonami pławnymi, a zamiast paznokci miał czarne szpony. Nie miał nóg. Spod szaty wystawało wielkie wężowe ciało. Wiło się wokół tronu i znikało za nim.
Nie mogłam ruszyć ustami, więc zapytałam go w myślach: "Kim jesteś?" Odpowiedz dostałam od razu: "Boją się mnie wszyscy żeglarze. Rekiny uciekają na mój widok. Jam jest pan głębin mórz i oceanów. Należę do upadłych aniołów, lecz zostałem przemieniony. Nawet teraz nie jestem w prawdziwej formie. Różnie mnie nazywają: Kraken, Smok Morski czy Loch Ness. Ale moje prawdziwe imię to Lewiatan. Nigdy dotąd nie spotkałem takiej osoby, jak ty. Potrafisz to co ja. I to mnie martwi, a jednocześnie ciekawi. Powinniśmy cię zabić, ponieważ stwarzasz zbyt duże niebezpieczeństwo. Demony nie ujawniają swojej tożsamości, pamiętaj. Ale kiedy już to robią, to tylko przed swoim obiadem. Twoi pobratymcy to bardzo utalentowane postacie. Jeśli ktoś dowie się kim jesteś, nie pomożemy ci. W Welfix panuje wojna, każda ze stron robi wtedy wszystko, żeby mieć w swoich szeregach demona. Dlatego nie możemy na nikogo liczyć. Zastanów się czasami kogo wybierasz na przyjaciela. A teraz żegnaj i pamiętaj, woda to ty." Po tych słowach obraz znów zaczął się rozmazywać. Zniknęły trony, kości i lawa. Nastała ciemność.
Kiedy z moich oczu zaczęła schodzić mgła, znów ujrzałam księżyc i ciemne morze. "Woda to ty." Co miał na myśli mówiąc te słowa? Jeśli on panuje nad morzami, to ja też? Przecież to nie możliwe, żebym była utalentowana tak samo, jak jeden z upadłych...
Nagle poczułam ogromną chęć wejścia do morza. Resztkami sił podparłam się rękami i podniosłam się. Podeszłam do krawędzi klifu i spojrzałam w dół. Od wody dzieliło mnie około stu metrów. Jakaś część mnie chciała tam wskoczyć. Zrobiłam krok do przodu.
Nawet się nie zorientowałam, kiedy znalazłam się w wodzie. Fale rzucały moim ciałem na lewo i prawo. Nie chciałam im się przeciwstawić. Może taka jest pisana mi śmierć? Otworzyłam usta i wypuściłam powietrze. Słona woda zaczęła wypełnić moje płuca. Piekło niemiłosiernie. W końcu zaczęłam tracić przytomność. Ostatnim co widziałam to jasne, błękitne światło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
WILK
Może powinienem jednak do niej wrócić? Co jeśli potrzebuje pomocy? Kiedy się odwróciłem, ona stała nad krawędzią klifu. Spoglądała w dół. Wiatr targał jej włosami na wszystkie strony. Pomimo, że były pozlepiane od krwi i tak były piękne i błyszczące. Ogólnie była cała śliczna. Idealna figura, pełne usta i te słodkie, czarne oczy. Ciekawe kto ją tak pokiereszował.
Nagle zniknęła z moich oczu. Podbiegłem do krawędzi klifu. Nigdzie nie było jej widać. Fale uderzały o skały z wielkim hukiem. Już po niej. Szkoda takiej piękności. Znienacka w  morzu rozbłysnęło światło. Niebieski blask niósł się przez kilkanaście metrów. Źródłem połysku było ciało, tej dziewczyny, opadające ku dnu. Nie ruszała się. Może uda mi się ją jeszcze uratować.
Zacząłem się przeistaczać. Łapy przeistoczyły się w ręce i nogi. Ogon powoli zanikał. Futro zmieniło się w skórę. Kręgosłup się skrócił. Zamiast pazurów znów miałem paznokcie. Pysk się spłaszczył. Uszy zmalały. Będąc już w ludzkiej formie, stanąłem na obydwie nogi. Tak dawno się nie przeobrażałem. Ubrany byłem w jeansy do kolan i podarty, zielony podkoszulek. Na stopach nie miałem nic. Ciekawe czy jeszcze pamiętam, jak się pływa? Cofnąłem się kilka kroków i z rozbiegu skoczyłem z klifu.
Od razu zanurkowałem. Płynąłem w kierunku dziewczyny. Kiedy znalazłem się w jej pobliżu, doznałem szoku. Ona nie tonęła... Unosiła się w wodzie, a była nie przytomna. Rany na jej ciele zasklepiały się. I to od nich niósł się niebieski blask. Wraz ze znikaniem cięć blask słabł. Gdy była już tylko lekka poświata, podpłynąłem i chwyciłem ją w ramiona. Była strasznie gorąca. Z moją szybkością na powierzchni znaleźliśmy się kilka sekund później.
Położyłem ją na piasku. Sprawdziłem oddech. Brak. Zacząłem ją reanimować. Przy trzydziestym ucisku zaczęła kaszleć. Obróciłem ją na bok, żeby wypluła, jak najwięcej wody. Kiedy skończyła, sama położyła się na plecach.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
MARA
Starałam wypluć się tyle wody, ile byłam w stanie. Palący ból w moich płucach malał z każdą chwilą. Kiedy mogłam już swobodnie oddychać, położyłam się na plecach. Nade mną znajdowała się ciemna postać. Nie mogłam wyostrzyć wzroku. Zamknęłam oczy. Gdy znów je otworzyłam, obraz był dużo wyraźniejszy. Centralnie nad moją głową ujrzałam biały pysk wilka. Patrzył na mnie tymi niebieskimi ślepiami.
- To ty mnie uratowałeś? - spytałam lekko zachrypłym głosem.
Kiwnął głową na znak, że tak. Wyciągnęłam rękę, żeby po pogłaskać za uchem. Ale w tym samym momencie zauważyłam, że nie ma już rany. Spojrzałam od razu na brzuch i udo. Na skórze nie było nawet zadrapania. Usiadłam na piasku i oparłam się o wilka, który przewyższał mnie na siedząco. Miał mokre futro, które pachniało lasem. Przyjemnie się na nim leżało. Po chwili zasnęłam.
Obudziłam się sama. Po zwierzęciu nie było śladu. A co jeśli to wszystko mi się przyśniło? Ta przemiana, Teodor i wilk? Może zaraz przyjdą tu rodzice i wrócimy do domu. Rozglądałam się po okolicy w nadziei, że ich znajdę. Na plaży nie było żywej duszy, oprócz kilku malutkich karbów. Od razu na ich widok zaburczało mi w brzuchu. Podbiegłam do nich. Złapałam pięć skorupiaków w dłonie i zgniotłam. Było to błędem, bo przez kilkanaście minut z mięsa wyjmowałam kawałki pancerzu.
Pasowałoby w końcu stwierdzić, czy to wszystko to sen. Wyciągnęłam rękę przed siebie i pomyślałam o małym aniele. Na środku dłoni pojawiła się ognista postać ze skrzydłami. Wzniosła się w górę i zatoczyła koło. Czyli, jednak wciąż jestem demonem. Skierowałam aniołka na piasek. Był taki samotny. Przydałby mu się kolega. Hmm… Lewiatan powiedział, że potrafię to co on. Więc skoro jest panem mórz i oceanów… Uniosłam lewą dłoń do góry i mocno się skupiłam. Z morza wyskoczył wodny, malutki anioł. Nakazałam mu gestem ręki, aby podleciał do ognistego kolegi. Wzniosłam je do góry. Leciały na przeciwko siebie w spirali.
Przypomniałam sobie, koło jakich drzew biegłam. Nie spieszyłam się z powrotem. Dopiero, kiedy księżyc znów pojawił się na niebie, dotarłam do domu. Zmyłam z siebie sól morską. Podczas kąpieli dokładnie sprawdzałam czy aby na pewno nie mam już ran zadanych od Teodora. Po skończeniu, przebrałam się w czystą, czarną koszule i czarne dresy. Już miałam kłaść się spać, kiedy przypomniałam sobie o kopercie od taty.
Było w niej 8 000  koron norweskich, karta kredytowa i list. Ojciec przepraszał mnie w nim, że odchodzi. Nie potrafił zaakceptować myśli, że  jego dziecko jest demonem. Napisał również, że co miesiąc będzie przelewał pieniądze na kartę, aby niczego mi nie brakowało. Jedyne czego potrzebowałam to bliskości osób, które kocham. Myśli, że pieniądze wszystko załatwią... Nienawidzę go! Zmieniałam kartkę w kulkę i spaliłam w dłoni. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Już miałam się rozpłakać, kiedy usłyszałam wycie wilka. Wyszłam na balkon. Na górce za moim domem stał wielki, psi kształt.
Wyszłam na pole z wielkim kawałkiem szynki w ręce. Truchcikiem pobiegłam na wzgórze. Był tam. Wielki, biały wilk. Położyłam przed nim mięso i zrobiłam kilka kroków do tyłu.
- Dziękuje. – powiedziałam z uśmiechem.
Powąchał ją i zaczął merdać ogonem. Chwycił szynkę w pysk i łapczywie ją zajadał. Zostawił ¼. Wziął ją w pysk i podszedł do mnie. Wystawiłam ręce. Po chwili trzymałam mały kawałek szynki. Były w niej ślady zębów.
- Mam to zjeść? – spytałam z obrzydzeniem na twarzy.
Potaknął. Westchnęłam i ugryzłam. I tak o to zaczęła się moja przyjaźń z śnieżnobiałym wilkiem. 
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś pozostaw komentarz, bardzo mnie to motywuje. Mam nadzieję, że spodobał wam się fragment z perspektywy kogoś innego. Jeśli nie to napiszcie ;)

4 komentarze:

  1. Uwielbiam tego Wilka *-*
    Chyba bardziej jednak wolę nieznajomego wilka niż Lunasa...
    Liczę, na jakiś romansik z wilkiem ;*
    Totalnie zaskoczyłaś mnie, tym, że Mara potrafi panować nad wodą...
    Ciekawi mnie, czy ci z Podziemia zgładzą ją, czy nie...
    Czekam na next i weny ;)
    P. S. Zapraszam do mnie na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie, że spodobała Ci się nowa postać ^^

      Usuń
  2. Oo Przyjaźń?
    Mam nadzieję,że coś między nimi coś będzie :)
    Weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero w następnych rozdziałach dowiesz się czy Twoje przypuszczenia się sprawdzą ;)

      Usuń