MARA
- W całej Norwegii ataki na szkoły znacznie się zmniejszyły. W północnej części kraju nie ma ich już w ogóle. Uczniowie mogą w spokoju się edukować, co chyba niezbyt im się podoba. Nauczyciele pomimo tego, nadal trzymają telefony na biurkach, aby jak najszybciej wezwać policje. Jednakże takie zachowanie, wciąż powinni przejawiać pracownicy szkoły we Flam i okolic. Nie wiadomo z jakich przyczyn na tym terenie ataki zwiększyły trzykrotnie swoją ilość. Może to przez nową bohaterkę miejscowej szkoły? Swoim zachowaniem podbiła serce wielu ludzi, jak i narobiła sobie wrogów. Podpadła m.in. Auximilistą zabijając ich głównego dyrektora - Teodora Skawetyna. Co jeśli to ona jest przyczyną tych nagłych zmian? Czy nie lepiej było by się jej pozbyć? Według naszych doniesień nazywa się Mara Unique, ma piętnaście lat i ma na swoim koncie już nie jednego zabitego człowieka. Już dawno siedziałaby za kratkami i czekała na wyrok, gdyby nie fakt, że robiła to w obronie szkoły. Dla państwa mówiła, Frida Delung." - powiedziała dziennikarka.
- W całej Norwegii ataki na szkoły znacznie się zmniejszyły. W północnej części kraju nie ma ich już w ogóle. Uczniowie mogą w spokoju się edukować, co chyba niezbyt im się podoba. Nauczyciele pomimo tego, nadal trzymają telefony na biurkach, aby jak najszybciej wezwać policje. Jednakże takie zachowanie, wciąż powinni przejawiać pracownicy szkoły we Flam i okolic. Nie wiadomo z jakich przyczyn na tym terenie ataki zwiększyły trzykrotnie swoją ilość. Może to przez nową bohaterkę miejscowej szkoły? Swoim zachowaniem podbiła serce wielu ludzi, jak i narobiła sobie wrogów. Podpadła m.in. Auximilistą zabijając ich głównego dyrektora - Teodora Skawetyna. Co jeśli to ona jest przyczyną tych nagłych zmian? Czy nie lepiej było by się jej pozbyć? Według naszych doniesień nazywa się Mara Unique, ma piętnaście lat i ma na swoim koncie już nie jednego zabitego człowieka. Już dawno siedziałaby za kratkami i czekała na wyrok, gdyby nie fakt, że robiła to w obronie szkoły. Dla państwa mówiła, Frida Delung." - powiedziała dziennikarka.
Wyjęłam
słuchawki z uszu i wyłączyłam radio w telefonie. Wredne media. Wszystko muszą
wiedzieć. Zawsze wtrącają się tam, gdzie nie trzeba. Nagle zadzwonił dzwonek.
Jaka to teraz lekcja? Religia...
Cała klasa była już w sali razem z księdzem, a ja
stałam, jak sierota przed framugą drzwi. Powróciłam myślami do incydentu na
ostatniej religii. Nie chciałam znów tego przeżywać. Najbardziej bałam się tego
niewidzialnego uścisku na szyi. A poza tym, nie chce drugi raz oglądać mojej
kanapki z szynką.
-
Maro, wchodzisz do klasy czy nie? - zapytał ksiądz i gestem ręki zachęcał mnie
do przyjścia.
Niepewnie
zrobiłam jeden krok, potem drugi i trzeci. Stałam już za drzwiami. Nic się nie
działo, więc odetchnęłam z ulgą i ruszyłam do ławki. Kiedy byłam na środku
sali, to coś mnie dopadło. Znów czułam ucisk na szyi. Był dwa razy silniejszy,
niż ostatnio. Padłam na podłogę i ledwo łapałam oddech. Nie mogłam ulec. Nie
tym razem. Jestem demonem! pomyślałam i walnęłam pięścią w podłogę. Zaczęłam
powoli się podnosić. Po chwili stałam już wyprostowana. Spojrzałam na krzyż nad
drzwiami. Jestem dużo silniejsza, niż kawałek drewna. Wtedy niewidzialny uścisk
znikł. Mogłam znów swobodnie oddychać.
Przez kolejne dwa dni pisałam sprawdziany z całej
drugiej klasy z reszty przedmiotów. Z każdego z nich dostałam piątkę.
Nauczyciele błagali mnie, żebym zapisała się na olimpiady, ponieważ sądzili, że
mam wielki potencjał. Niektórzy z nich twierdzili, że moja pamięć to dar od
Boga i nie mogę go zmarnować. Nawet wuefiści chcieli mnie na zawody zabrać.
W piątek ostatnią lekcją zawsze był wf. Jak zawsze
poszłam do szatni się przebrać. Część dziewczyn nie dawało mi spokoju.
Wypytywały, jakie to uczucie zabić człowieka i jak to jest być bohaterką. Na
żadne z tych pytań nie odpowiedziałam. Przebierałam się w ciszy. Reszta z nich
nawet do mnie nie podeszły. Stały w grupce i szeptały między sobą.
-
Powinni ją w więzieniu zamknąć. - powiedziała po cichu Agnis.
-
To przez nią są te ataki. Może oddajmy ją im jakoś... - zaproponowała Inga.
-
W towarzystwie się nie szepcze! – krzyknęłam i puściłam im oczko.
Spojrzały
na mnie, jakby je ktoś wrzątkiem oblał. Skończyły się przebierać i szybko
wyszły z szatni. Kilka minut później ubrana w czarne dresy i podkoszulek oraz z
warkoczem do pasa poszłam na pole za nimi.
Pani od wf, Sanna Helich, od razu kazała zrobić pięć
kółek wokół boiska. Dziewczyny niechętnie, ale biegły truchcikiem. Tylko ja
biegłam sprintem. Zajęło mi to około minuty. Najlepsze było to, że nie miałam
nawet zadyszki. Nauczycielka od razu do mnie podeszła.
-
Dziewczyno ty pobiłaś pewnie z kilka rekordów! - Musisz jechać na zawody!
Zmieciemy resztę szkół na proch! – krzyczała pełna entuzjazmu wymachując dziennikiem.
-
Ale ja nie chce... - odparłam niepewnie.
-
Ty sobie chyba żartujesz. - powiedziała oburzona.
-
Nie. - oznajmiłam sucho i poszłam na małe boisko robić z dziewczynami
rozgrzewkę.
Wszystko super, pięknie, gdyby nie jeden, mały
problem. Na jednym z drzew koło mojej szkoły stał chłopak. Miał na sobie czarne
jeansy, niebieską bluzkę i czarny, długi aż do ziemi płaszcz z kapturem, który
miał na głowie. Na rękach miał białe rękawice do łokci. W jednej z dłoni
trzymał długi i smukły miecz. Wyglądał, tak samo, jak moje. Kiedy zauważył, że
go obserwuje, zaczął iść w moim kierunku, stukając obcasami o beton dużego
boiska. Dłoń od razu powędrowała mi do prawego nadgarstka w poszukiwaniu
bransoletki od Fabiana. Z przyzwyczajenia, kiedy się przebierałam zdjęłam ją.
Jedyne co mi zostały to pierścionki od Lunasa...
Stanął na środku boiska i wyciągnął miecz przed siebie
wskazując na mnie. Nie wiedziałam czy iść czy nie. Jeśli zaatakuje to będę
musiała wysunąć moje katany. Ale nawet, jakbym to zrobiła, to i tak bym pewnie
przegrała. Niezbyt umiem posługiwać się mieczem. Walkę z Teodorem wygrałam
przez jego nieuwagę.
Byliśmy od siebie oddalenie o 3-4 metry. Przerastał
mnie o kilka centymetrów. Ustawiłam się w rozkroku, żeby było mi lepiej zrobić
unik, jeśli zaatakuje. Lecz on nawet nie drgnął, kiedy do niego podeszłam. Spod
czarnego kaptura było widać tylko jego usta wykrzywione w uśmiechu. Przednie
zęby miał lekko czerwone. Szybko oblizał je językiem i były śnieżnobiałe. Unosił
się od niego zapach, którego nie znałam. Bardzo intensywny, ale przyjemny.
Takie połączenie róży i krwi. Nagle opuścił miecz i zaśmiał się złowieszczo.
-
1000 sztuk złota za człowieka? I to jeszcze za takie truchełko? To będą
najłatwiej zarobione pieniądze w moim życiu. - powiedział.
-
O czym ty mówisz? - spytałam lekko zestresowana.
-
Jestem płatnym zabójcą. Musiałaś strasznie podpaść Leonadom, skoro dają za
ciebie tyle kasy.
-
Że kim? Leonadom?
-
Tak, to ci wasi "terroryści" napadający na szkołę. Tak powszechnie
mówi się na nich w Welfix. Nazwa pochodzi od Leodegara Silnego. Dobra koniec
pogaduszek. Spokojnie nie bój się, obiecuję, że nie będzie bolało. - zaśmiał
się.
Po
tych słowach pokręcił głową, żeby rozluźnić mięśnie. Dźwięk chrupania kości
przyprawił mnie o ciarki. Obrócił miecz kilka razy w dłoni, przyglądając się
swojemu odbiciu. Znów skierował wzrok na mnie. Sięgnął lewą ręką do karku,
chwycił za materiał i ściągnął kaptur. Odebrało mi dech w piersiach.
Miał piękną, jasnoniebieską, bujną czuprynę. Grzywka
była ścięta nie równo. Większość kosmyków zasłaniała oczy, ale było też kilka
dłuższych. Z tyłu włosy sięgały mu do karku. Był strasznie blady. Twarz miał
pociągłą, na której był średniej wielkości, lekko zadarty nosek i wąskie, bladoróżowe
usta. I to co najbardziej mi się w nim spodobało. Oczy. Wokół źrenic tęczówki
były wręcz czarne. Im dalej się oddalały, tym bardziej jasny miały kolor. Nigdy
wcześniej nie widziałam takiego odcienia błękitu. Chociaż...
Nagle zabójca poderwał się z miejsca i rzucił się na
mnie z mieczem. W jednej sekundzie wysunęłam swoje katany i zablokowałam jego
atak. Zaskoczyłam go tym. Odsunął się ode mnie i chyba sam próbował sobie
wytłumaczyć, co właśnie się stało.
-
Pierścienie... - szepnął.
Znów na mnie natarł. Ciął mieczem na wysokości mojej
głowy. Szybko się schyliłam i chciałam podciąć mu nogi, ale podskoczył. Niezły
jest. Zamachnął się kataną na wysokości moich żeber. Odarłam atak, obracając
się przy okazji i uderzając go warkoczem w oczy. Rozwścieczyło go to. Rzucił
miecz na boisko. Wystawił rękę przed siebie, wewnętrzną stroną do góry. Nagle z
jego nadgarstka wystrzelił ostry kawałek metalu. Odbiłam go kataną. Po chwili nadleciała
fala. Przed większością się obroniłam, ale cztery z nich utkwiło w moim ciele.
Poczułam palący ból rozrywanych mięśni. Chwyciłam jedną z mini-strzał i
szarpnęłam. Zrobiłam to samo z pozostałymi trzema. Ulżyłam trochę swoim
cierpieniom. On w tym samym czasie stał i przyglądał mi się z uwagą. Kiedy się
już pozbierałam i mogłam nadal walczyć, jego nie było. Zaczęłam się rozglądać
po wszystkich stronach. Nagle poczułam zimno stali na gardle. Przycisnął nóż
tak mocno, że przeciął mi skórę. Drugą ręką chwycił mnie za warkocz. Odwróciłam
twarz, aby ostatni raz spojrzeć w te oczy. Wydawało mi się, że ta chwila trwała
wieki.
Niespodziewanie odsunął nóż. Chwyciłam się za gardło,
żeby je rozmasować. Podniosłam wzrok. Stał na przeciwko. Wyglądał, jakby
zobaczył ducha. Szlag. Pewnie rozpoznał we mnie demona. Zarzucił szybko kaptur
na głowę i nie tracąc kontaktu wzrokowego uciekł.
Wieczorem na mojej szyi pozostała jedynie blada
kreska. Gorzej było z ranami od mini-strzał. Kiedy brałam kąpiel, wpadłam na
pewien pomysł. Przyłożyłam rękę do rany. Ta zajaśniała bladoniebieskim blaskiem.
Po kilku sekundach nie było śladu. Zrobiłam tak samo z pozostałymi obrażeniami.
A więc to światło w morzu to ode mnie! Dar panowania nad wodą niesie ze sobą
wielkie korzyści.
Późną nocną siedziałam już na górce za domem czekając
na Kibe. Nazwałam tak mojego wilka. Dzisiaj trochę się spóźnił. Po raz pierwszy
przyszedł z opuszczonym ogonem. Wstałam i podbiegłam do niego. Wtuliłam się w
miękkie futro i powiedziałam:
-
Nie smuć się, jestem przy tobie.
On,
jako odpowiedz, przycisnął swój łeb do moich pleców. Kiedy go puściłam, położył
się na ziemi. Usiadłam obok i oparłam się o jego szyje. Nagle trącił mnie
nosem.
-
Co jest? - zapytałem ze śmiechem.
Przyłożył
czoło do mojego. Podrapałam go za uchem. W końcu zaczął merdać ogonem.
Opowiedziałam mu co się dzisiaj wydarzyło. Gdy mówiłam o tym, jak niebiesko-włosy
postrzelił mnie kilka razy, Kiba zaczął lizać moje dłonie.
-
Spokojnie, nic mi nie jest. Potrafię... - słowa utkwiły mi w gardle.
Mam
przecież zakaz mówienia komuś o tym, kim jestem i o moich umiejętnościach.
Wiem, że Kiba na pewno nie jest z tego świata, ale może udało mu się jakoś
przedostać tutaj. Jest zwierzęciem i nie potrafi mówić. A poza tym, tylko jego
mam. No tak, jest jeszcze Fabian, ale od incydentu z Teodorem nie rozmawiałam z
nim.
-
Kiba... - zaczęłam - powiem ci coś, za co mogę zostać stracona. Obiecujesz, że
nikomu nie powiesz? - spytałam, choć wiedziałam, że to nie potrzebne.
Wilk
spojrzał na mnie tymi wielkimi, cielęcymi oczami i potaknął.
-
Jestem de... demonem. – powiedziałam z lekkim jęknięciem.
Kiba
z niedowierzaniem patrzył na mnie z dobre dziesięć minut. I ani razu nie
mrugnął. Cisze przerwał dźwięk trzepotu skrzydeł. Nad nami latał zimorodek.
------------------------------------------------------------------------------------------------Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś pozostaw komentarz, bardzo mnie to motywuje. :)
Ale zarąbiście opisałaś walkę z zabójcą :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam Kibe !!! ;* <3
Ciekawi mnie, jak Kiba zareaguje na info, że Mara jest demonem... Czy przestanie ją lubić albo zaakceptuje ją ... :)
Czekam na next i weny ;)
Dziękuję :D Postaram się, jak najszybciej napisać nowy rozdział, ale mam teraz dużo na głowie przez szkołę :/
UsuńJak zawsze świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńŚWIETNIE opisałaś akcję!
Z niecierpliwością czekam na więcej i życzę potoku weny!
Jejku, takie komentarze wywołują u mnie uśmiech na twarzy <3 i dziękuję :*
UsuńGenialny rozdział !! Szkoda, że Lunasa nie ma. Chyba lubię go najbardziej ze wszystkich ;) Ale Kiba też jest fajny. Weny !
OdpowiedzUsuńDzięki ;3
UsuńCiekawie, ciekawie! ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będzie jeszcze bardziej ;)
Usuń