wtorek, 8 września 2015

Księga I section XVII

MARA
- W całej Norwegii ataki na szkoły znacznie się zmniejszyły. W północnej części kraju nie ma ich już w ogóle. Uczniowie mogą w spokoju się edukować, co chyba niezbyt im się podoba. Nauczyciele pomimo tego, nadal trzymają telefony na biurkach, aby jak najszybciej wezwać policje. Jednakże takie zachowanie, wciąż powinni przejawiać pracownicy szkoły we Flam i okolic. Nie wiadomo z jakich przyczyn na tym terenie ataki zwiększyły trzykrotnie swoją ilość. Może to przez nową bohaterkę miejscowej szkoły? Swoim zachowaniem podbiła serce wielu ludzi, jak i narobiła sobie wrogów. Podpadła m.in. Auximilistą zabijając ich głównego dyrektora - Teodora Skawetyna. Co jeśli to ona jest przyczyną tych nagłych zmian? Czy nie lepiej było by się jej pozbyć? Według naszych doniesień nazywa się Mara Unique, ma piętnaście lat i ma na swoim koncie już nie jednego zabitego człowieka. Już dawno siedziałaby za kratkami i czekała na wyrok, gdyby nie fakt, że robiła to w obronie szkoły. Dla państwa mówiła, Frida Delung." - powiedziała dziennikarka.
Wyjęłam słuchawki z uszu i wyłączyłam radio w telefonie. Wredne media. Wszystko muszą wiedzieć. Zawsze wtrącają się tam, gdzie nie trzeba. Nagle zadzwonił dzwonek. Jaka to teraz lekcja? Religia...
Cała klasa była już w sali razem z księdzem, a ja stałam, jak sierota przed framugą drzwi. Powróciłam myślami do incydentu na ostatniej religii. Nie chciałam znów tego przeżywać. Najbardziej bałam się tego niewidzialnego uścisku na szyi. A poza tym, nie chce drugi raz oglądać mojej kanapki z szynką.
- Maro, wchodzisz do klasy czy nie? - zapytał ksiądz i gestem ręki zachęcał mnie do przyjścia.
Niepewnie zrobiłam jeden krok, potem drugi i trzeci. Stałam już za drzwiami. Nic się nie działo, więc odetchnęłam z ulgą i ruszyłam do ławki. Kiedy byłam na środku sali, to coś mnie dopadło. Znów czułam ucisk na szyi. Był dwa razy silniejszy, niż ostatnio. Padłam na podłogę i ledwo łapałam oddech. Nie mogłam ulec. Nie tym razem. Jestem demonem! pomyślałam i walnęłam pięścią w podłogę. Zaczęłam powoli się podnosić. Po chwili stałam już wyprostowana. Spojrzałam na krzyż nad drzwiami. Jestem dużo silniejsza, niż kawałek drewna. Wtedy niewidzialny uścisk znikł. Mogłam znów swobodnie oddychać.
Przez kolejne dwa dni pisałam sprawdziany z całej drugiej klasy z reszty przedmiotów. Z każdego z nich dostałam piątkę. Nauczyciele błagali mnie, żebym zapisała się na olimpiady, ponieważ sądzili, że mam wielki potencjał. Niektórzy z nich twierdzili, że moja pamięć to dar od Boga i nie mogę go zmarnować. Nawet wuefiści chcieli mnie na zawody zabrać.
W piątek ostatnią lekcją zawsze był wf. Jak zawsze poszłam do szatni się przebrać. Część dziewczyn nie dawało mi spokoju. Wypytywały, jakie to uczucie zabić człowieka i jak to jest być bohaterką. Na żadne z tych pytań nie odpowiedziałam. Przebierałam się w ciszy. Reszta z nich nawet do mnie nie podeszły. Stały w grupce i szeptały między sobą.
- Powinni ją w więzieniu zamknąć. - powiedziała po cichu Agnis.
- To przez nią są te ataki. Może oddajmy ją im jakoś... - zaproponowała Inga.
- W towarzystwie się nie szepcze! – krzyknęłam i puściłam im oczko.
Spojrzały na mnie, jakby je ktoś wrzątkiem oblał. Skończyły się przebierać i szybko wyszły z szatni. Kilka minut później ubrana w czarne dresy i podkoszulek oraz z warkoczem do pasa poszłam na pole za nimi.       
Pani od wf, Sanna Helich, od razu kazała zrobić pięć kółek wokół boiska. Dziewczyny niechętnie, ale biegły truchcikiem. Tylko ja biegłam sprintem. Zajęło mi to około minuty. Najlepsze było to, że nie miałam nawet zadyszki. Nauczycielka od razu do mnie podeszła.
- Dziewczyno ty pobiłaś pewnie z kilka rekordów! - Musisz jechać na zawody! Zmieciemy resztę szkół na proch! – krzyczała pełna entuzjazmu wymachując dziennikiem.
- Ale ja nie chce... - odparłam niepewnie.
- Ty sobie chyba żartujesz. - powiedziała oburzona.
- Nie. - oznajmiłam sucho i poszłam na małe boisko robić z dziewczynami rozgrzewkę.
Wszystko super, pięknie, gdyby nie jeden, mały problem. Na jednym z drzew koło mojej szkoły stał chłopak. Miał na sobie czarne jeansy, niebieską bluzkę i czarny, długi aż do ziemi płaszcz z kapturem, który miał na głowie. Na rękach miał białe rękawice do łokci. W jednej z dłoni trzymał długi i smukły miecz. Wyglądał, tak samo, jak moje. Kiedy zauważył, że go obserwuje, zaczął iść w moim kierunku, stukając obcasami o beton dużego boiska. Dłoń od razu powędrowała mi do prawego nadgarstka w poszukiwaniu bransoletki od Fabiana. Z przyzwyczajenia, kiedy się przebierałam zdjęłam ją. Jedyne co mi zostały to pierścionki od Lunasa...
Stanął na środku boiska i wyciągnął miecz przed siebie wskazując na mnie. Nie wiedziałam czy iść czy nie. Jeśli zaatakuje to będę musiała wysunąć moje katany. Ale nawet, jakbym to zrobiła, to i tak bym pewnie przegrała. Niezbyt umiem posługiwać się mieczem. Walkę z Teodorem wygrałam przez jego nieuwagę.
Byliśmy od siebie oddalenie o 3-4 metry. Przerastał mnie o kilka centymetrów. Ustawiłam się w rozkroku, żeby było mi lepiej zrobić unik, jeśli zaatakuje. Lecz on nawet nie drgnął, kiedy do niego podeszłam. Spod czarnego kaptura było widać tylko jego usta wykrzywione w uśmiechu. Przednie zęby miał lekko czerwone. Szybko oblizał je językiem i były śnieżnobiałe. Unosił się od niego zapach, którego nie znałam. Bardzo intensywny, ale przyjemny. Takie połączenie róży i krwi. Nagle opuścił miecz i zaśmiał się złowieszczo.
- 1000 sztuk złota za człowieka? I to jeszcze za takie truchełko? To będą najłatwiej zarobione pieniądze w moim życiu. - powiedział.
- O czym ty mówisz? - spytałam lekko zestresowana.
- Jestem płatnym zabójcą. Musiałaś strasznie podpaść Leonadom, skoro dają za ciebie tyle kasy.
- Że kim? Leonadom?
- Tak, to ci wasi "terroryści" napadający na szkołę. Tak powszechnie mówi się na nich w Welfix. Nazwa pochodzi od Leodegara Silnego. Dobra koniec pogaduszek. Spokojnie nie bój się, obiecuję, że nie będzie bolało. - zaśmiał się.
Po tych słowach pokręcił głową, żeby rozluźnić mięśnie. Dźwięk chrupania kości przyprawił mnie o ciarki. Obrócił miecz kilka razy w dłoni, przyglądając się swojemu odbiciu. Znów skierował wzrok na mnie. Sięgnął lewą ręką do karku, chwycił za materiał i ściągnął kaptur. Odebrało mi dech w piersiach.
Miał piękną, jasnoniebieską, bujną czuprynę. Grzywka była ścięta nie równo. Większość kosmyków zasłaniała oczy, ale było też kilka dłuższych. Z tyłu włosy sięgały mu do karku. Był strasznie blady. Twarz miał pociągłą, na której był średniej wielkości, lekko zadarty nosek i wąskie, bladoróżowe usta. I to co najbardziej mi się w nim spodobało. Oczy. Wokół źrenic tęczówki były wręcz czarne. Im dalej się oddalały, tym bardziej jasny miały kolor. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego odcienia błękitu. Chociaż...
Nagle zabójca poderwał się z miejsca i rzucił się na mnie z mieczem. W jednej sekundzie wysunęłam swoje katany i zablokowałam jego atak. Zaskoczyłam go tym. Odsunął się ode mnie i chyba sam próbował sobie wytłumaczyć, co właśnie się stało.
- Pierścienie... - szepnął.
Znów na mnie natarł. Ciął mieczem na wysokości mojej głowy. Szybko się schyliłam i chciałam podciąć mu nogi, ale podskoczył. Niezły jest. Zamachnął się kataną na wysokości moich żeber. Odarłam atak, obracając się przy okazji i uderzając go warkoczem w oczy. Rozwścieczyło go to. Rzucił miecz na boisko. Wystawił rękę przed siebie, wewnętrzną stroną do góry. Nagle z jego nadgarstka wystrzelił ostry kawałek metalu. Odbiłam go kataną. Po chwili nadleciała fala. Przed większością się obroniłam, ale cztery z nich utkwiło w moim ciele. Poczułam palący ból rozrywanych mięśni. Chwyciłam jedną z mini-strzał i szarpnęłam. Zrobiłam to samo z pozostałymi trzema. Ulżyłam trochę swoim cierpieniom. On w tym samym czasie stał i przyglądał mi się z uwagą. Kiedy się już pozbierałam i mogłam nadal walczyć, jego nie było. Zaczęłam się rozglądać po wszystkich stronach. Nagle poczułam zimno stali na gardle. Przycisnął nóż tak mocno, że przeciął mi skórę. Drugą ręką chwycił mnie za warkocz. Odwróciłam twarz, aby ostatni raz spojrzeć w te oczy. Wydawało mi się, że ta chwila trwała wieki.
Niespodziewanie odsunął nóż. Chwyciłam się za gardło, żeby je rozmasować. Podniosłam wzrok. Stał na przeciwko. Wyglądał, jakby zobaczył ducha. Szlag. Pewnie rozpoznał we mnie demona. Zarzucił szybko kaptur na głowę i nie tracąc kontaktu wzrokowego uciekł.
Wieczorem na mojej szyi pozostała jedynie blada kreska. Gorzej było z ranami od mini-strzał. Kiedy brałam kąpiel, wpadłam na pewien pomysł. Przyłożyłam rękę do rany. Ta zajaśniała bladoniebieskim blaskiem. Po kilku sekundach nie było śladu. Zrobiłam tak samo z pozostałymi obrażeniami. A więc to światło w morzu to ode mnie! Dar panowania nad wodą niesie ze sobą wielkie korzyści.
Późną nocną siedziałam już na górce za domem czekając na Kibe. Nazwałam tak mojego wilka. Dzisiaj trochę się spóźnił. Po raz pierwszy przyszedł z opuszczonym ogonem. Wstałam i podbiegłam do niego. Wtuliłam się w miękkie futro i powiedziałam:
- Nie smuć się, jestem przy tobie.
On, jako odpowiedz, przycisnął swój łeb do moich pleców. Kiedy go puściłam, położył się na ziemi. Usiadłam obok i oparłam się o jego szyje. Nagle trącił mnie nosem.
- Co jest? - zapytałem ze śmiechem.
Przyłożył czoło do mojego. Podrapałam go za uchem. W końcu zaczął merdać ogonem. Opowiedziałam mu co się dzisiaj wydarzyło. Gdy mówiłam o tym, jak niebiesko-włosy postrzelił mnie kilka razy, Kiba zaczął lizać moje dłonie.
- Spokojnie, nic mi nie jest. Potrafię... - słowa utkwiły mi w gardle.
Mam przecież zakaz mówienia komuś o tym, kim jestem i o moich umiejętnościach. Wiem, że Kiba na pewno nie jest z tego świata, ale może udało mu się jakoś przedostać tutaj. Jest zwierzęciem i nie potrafi mówić. A poza tym, tylko jego mam. No tak, jest jeszcze Fabian, ale od incydentu z Teodorem nie rozmawiałam z nim.
- Kiba... - zaczęłam - powiem ci coś, za co mogę zostać stracona. Obiecujesz, że nikomu nie powiesz? - spytałam, choć wiedziałam, że to nie potrzebne.
Wilk spojrzał na mnie tymi wielkimi, cielęcymi oczami i potaknął.
- Jestem de... demonem. – powiedziałam z lekkim jęknięciem.
Kiba z niedowierzaniem patrzył na mnie z dobre dziesięć minut. I ani razu nie mrugnął. Cisze przerwał dźwięk trzepotu skrzydeł. Nad nami latał zimorodek.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś pozostaw komentarz, bardzo mnie to motywuje. :)

8 komentarzy:

  1. Ale zarąbiście opisałaś walkę z zabójcą :D
    Uwielbiam Kibe !!! ;* <3
    Ciekawi mnie, jak Kiba zareaguje na info, że Mara jest demonem... Czy przestanie ją lubić albo zaakceptuje ją ... :)
    Czekam na next i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D Postaram się, jak najszybciej napisać nowy rozdział, ale mam teraz dużo na głowie przez szkołę :/

      Usuń
  2. Jak zawsze świetny rozdział!
    ŚWIETNIE opisałaś akcję!
    Z niecierpliwością czekam na więcej i życzę potoku weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, takie komentarze wywołują u mnie uśmiech na twarzy <3 i dziękuję :*

      Usuń
  3. Genialny rozdział !! Szkoda, że Lunasa nie ma. Chyba lubię go najbardziej ze wszystkich ;) Ale Kiba też jest fajny. Weny !

    OdpowiedzUsuń