MARA
Lunas sporządził napar z jakiejś rośliny, nazwał ją helaryn. Kazał mi wypić. Napój był słodki i delikatny. Po pięciu minutach już smacznie spałam.
Lunas sporządził napar z jakiejś rośliny, nazwał ją helaryn. Kazał mi wypić. Napój był słodki i delikatny. Po pięciu minutach już smacznie spałam.
Obudziłam się w ramionach elfa. Byliśmy już koło
mojego rodzinnego domu. Zeszłam na ziemię i spytałam:
-
Która godzina?
-
Trzecia w nocy. - odpowiedział Lunas.
Przetarłam
oczy i spojrzałam w prawo. Już go tam nie było. Wzięłam głęboki wdech i
ruszyłam w kierunku domu. Stanęłam przed drzwiami. Bałam się wejść, a jeszcze
bardziej reakcji rodziców. Nagle usłyszałam w środku jakieś dźwięki. Natężyłam
słuch. Płacz dziecka, wrzaski rodziców i głos jakiegoś mężczyzny.
-
Robimy co w naszej mocy, aby ją odnaleźć. Proszę się nie martwić. Dostaliśmy
zgłoszenie, że widziano dwójkę młodych ludzi przy granicy miasteczka. –
powiedziała tajemnicza postać.
-
Dziękuje, panie Dejwis.
-
Ellinor zrób coś z tym dzieckiem! Cały czas płacze i płacze.
W
tym momencie nacisnęłam na klamkę i weszłam. Zapadła cisza, nawet moja siostra
przestała płakać. Przeszłam przez korytarz i stanęłam w salonie. Mama siedziała
na fotelu i usypiała młodą. Po raz pierwszy widziałam ją nie pomalowaną i bez
biżuterii. Miała przekrwione oczy i wory pod nimi. Niedaleko nich znajdowały
się opakowania z pieluchami, jakieś talki i zabawki dziecięce. Tata, gdy tylko
mnie zobaczył, wstał szybko i wpatrywał się we mnie. Widać było, że mu ulżyło,
że wróciłam. Policjant tylko siedział i popijał herbatę. Coś mi w nim nie
pasowało. Uśmiechał się cały czas i próbował mnie ignorować.
Prosto
w moją pułapkę.
W
jednej chwili napięły mi się wszystkie mięśnie i wytężyłam zmysły. Unosiła się
od niego woń wanilii. Anioł. Nie sądziłam, że lekcje z Lunasem, tak szybko mi
się przydadzą. Nie odrywałam wzroku od policjanta. Wstał, odwrócił się w moją
stronę i powiedział:
-
Witam. Widzę, że wasza pociecha wróciła. To ja już się z państwem pożegnam.
Dobranoc.
-
Dobranoc. - odpowiedzieli jednocześnie rodzice.
Ja
wciąż stałam bez ruchu. Anioł ruszył ku mnie. Zatrzymał się przede mną i
wyszeptał:
-
W zamian za zabicie naszych, my zabijemy ciebie. Ciekawe co Lunas na to powie.
- kończąc te słowa, rzucił mi się na mnie. (https://www.youtube.com/watch?v=S0wk88rjYS8)
Przycisnął mnie do ściany i próbował podduszać.
Zerknęłam na rodziców. Stali z tym małym bachorem w końce i się przypatrywali.
Nawet nie wykazywali chęci, żeby mi pomóc. Muszę radzić sobie sama. Spięłam
mięśnie w nogach i z całej siły kopnęłam anioła w brzuch. Poleciał do tyłu i
krzyknął z bólu. Ja w tym czasie próbowałam złapać oddech i rozmasowywałam
szyje. Fałszywy policjant znowu na mnie ruszył. Pachnął pięść w stronę mojej
twarzy. Zrobiłam unik i złapałam go za rękę. Wzmocniłam uścisk i złamałam mu
kości. Wrzasnął z bólu i chwycił się za prawą kończynę. Dostał ode mnie z
prawego sierpowego i kopniaka w brzuch z kolana. Pad na podłogę. Z nosa i ust
lała mu się krew. Po czole spływały mu krople potu. Przykucnęłam obok niego,
złapałam go za kołnierzyk i podniosłam, tak szybko, że przywalił głową w sufit.
Rzuciłam nim o podłogę. Już miałam zadać ostateczny cios, kiedy zaczął coś
bełkotać:
-
Nie... zabijaj mnie. Błagam... - mówiąc to ostatnie słowo, opluł mnie krwią.
O
nie. Przegiął. Znów chwyciłam go za kołnierz i przyciągnęłam do swojej twarzy.
Wbiłam mu zęby głęboko w szyje. Idealnie trafiłam na tętnice. Czułam, jak
ciepły płyn wpływa mi do ust. Był taki pyszny. Oderwałam się od niego. kiedy
już wyssałam ostatnią kropelkę krwi. Wstałam powoli i odwróciłam się do
rodziców.
Byli przerażeni. Mama trzęsła się cała, a tata stał z
pistoletem wymierzonym we mnie. Przygotował się.
-
Strzelaj. - powiedziałam.
Ręce
zaczęły mu się trząść. Palec trzymał na spuście. Próbował go przycisnąć, ale w
końcu skierował broń ku podłogi.
-
Co ty wyprawiasz?! To już nie jest nasza córka, zabij to coś! - krzyknęła matka
przez łzy.
-
Ellinor, to nasze dziecko. Nie zrobię jej krzywdy.
-
Frode, to potwór! Zobacz, jak ona wygląda!
W salonie, odkąd pamiętam, zawsze wisiało duże lustro.
W dzieciństwie kradłam mamie kosmetyki i malowałam się przed nim. Uwielbiałam
się w nim przeglądać. Z wiekiem zaczęłam mieć coraz gorsze mniemanie o swoim
wyglądzie. Za każdym razem to samo. Dziewczyna o jasnobrązowych włosach do
ramion, ciemnobrązowych włosach, średnim wzroście. A teraz... Gdy tylko się
odwróciłam, cofnęłam się do tyłu z przerażenia. Przede mną stała wysoka, o
idealnych kształtach kobieta. Jeśli można mnie nazwać "kobietą".
Bladość mojej skóry można porównać do koloru mąki, a ciemny kolor moich włosów,
które teraz sięgały mi do pasa, do węgla. Całe oczy i skórę wokół nich miałam
czarną. Od kącików ciemnych, jak sadza ust, aż do brody widniały stróżki krwi.
Nie tylko na twarzy się zmieniłam. Paznokcie u dłoni były znacznie dłuższe i w
kształcie szponów. Oczywiście również czarne. Wyglądałam, jak anorektyczka.
Wszędzie wystawały mi kości przez co byłam jeszcze bardziej przerażająca.
Miałam przed sobą demona w pełnej okazałości.
Usiadłam
na sofie i zaczęłam płakać. Nagle poczułam, jak ktoś obejmuje mnie ramieniem.
-
Jak długo już taka jesteś? - spytał tata.
-
Od końca wakacji. - odpowiedziałam.
-
Zmieniłaś się, nawet głos masz inny. Taki melodyjny.
-
Może w końcu będę ładnie śpiewać. - zaśmiałam się,
-
Chyba się uspokajasz, bo wracasz do normalnego wyglądu.
Miał
racje. Skóra znowu miała lekko brązowy kolor, włosy brązowe, nigdzie żądnej
wystającej kości. I powróciłam do wyglądu normalnej dziewczyny.
-
Jestem taka sama, jak wcześniej?
-
Tak, tylko że masz szkarłatne oczy i wystające kły. Ale to nic.
Tato
zawsze wiedział, jak mnie rozweselić.
Przez kolejne godziny ojciec uspokajał mamę. W końcu
dała się przekonać, że nie zrobię krzywdy ani jej ani Sarze - mojej siostrze.
Ustaliliśmy wspólnie, że w domu będę tylko spać. Poza tym rodzice zabronili mi
zabijać ludzi w odległości mniejszej niż
dziesięć metrów od mieszkania. A co do szkoły... W kilka godzin przeczytałam
wszystkie podręczniki do drugiej i trzeciej klasy. Dzięki fotograficznej
pamięci zapamiętałam każde słowo, a mama mogła już sprzedać książki i kupić
młodej nowe ubrania. Została jeszcze jedna sprawa - martwy anioł. Już w moim
interesie było, żeby się go pozbyć. Wzięłam go na plecy. Był zaskakująco lekki.
Szłam tak z nim może z dwa albo trzy kilometry i nie odczuwałam zmęczenia. W
końcu położyłam go na ziemi i podpaliłam.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś pozostaw komentarz, bardzo mnie to motywuje. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz