poniedziałek, 22 czerwca 2015

Księga I section VII

MARA
Wróciłam do domu w bardzo miłym towarzystwie. Razem z Lunasem szliśmy w ciszy obok siebie. Miałam dużo czasu, aby dokładnie mu się przyjrzeć. Na nadgarstnikach miał lekkie ślady po kajdankach. Widoczne były również siniaki na rękach i szyi. Jednak oprócz tego szczególną uwagę poświęciłam na jego strój. Zazwyczaj, jak czytałam jakieś książki lub opowiadania to inaczej obrażałam sobie elfy, na przykład, że są małe i chodzą ubrane w ubraniach zrobionych z liści. Lunas natomiast nosił luźne spodenki w moro do kolan z kieszeniami, w których cały czas trzymał dłonie. Miał na sobie również czarną bluzkę, najprawdopodobniej pobrudzoną błotem. Jednak na stopach nie miał nic. Nie bał się, że na coś nadepnie? Wyda się to dziwnie, ale cały czas na nie patrzyłam. Byłam ciekawa co się stanie, kiedy nadepnie na coś ostrego. Kilka kroków dalej znajdowała się potłuczona butelka. Obeszłam ją dookoła, a on szedł prosto, jakby nie zważał na niebezpieczeństwo. Kiedy zbliżał się do szkła jego stopy same je ominęły. Cały czas patrzył się przed siebie. W końcu dotarliśmy do mojego domu. Powiedział wtedy w myślach: "Widzimy się jutro nad jeziorem. Poopowiadam ci o Welfix."
Kiedy weszłam do domu, dostałam kilkunastominutowe kazanie od taty na temat tego, jak złą córką jestem. Jednak szybko złość przerodziła się w szczęście. Dowiedziałam się, że mama jest w szpitalu... na porodówce. Termin miała mieć za tydzień, a tu niespodzianka! Super, kolejna osoba do denerwowania mnie. Tata szybko złapał mnie za ramie i kazał wsiadać do samochodu, aby odwiedzić mamę i moją śliczną, najcudowniejszą, bla... bla... bla... siostrę. Na prawdę marzyłam o tym. Ciągnął mnie i ciągnął do tego auta, aż w końcu coś się we mnie zagotowało i wybuchłam:
- NIE CHCE OGLĄDAĆ TEGO CZEGOŚ! To wasze dziecko, więc się nim cieszcie! Ja tam w ogóle nie jestem potrzebna.
- Co ty opowiadasz?! Maro, to twoja siostra i musisz ją zobaczyć. - powiedział surowym tonem.
Wyrwałam się i pobiegłam przed siebie. W oddali słyszałam tylko głos ojca, który kazał mi już nigdy nie wracać.
Czułam, jak serce mi pęka. Łzy lały mi się po policzkach. Przyśpieszyłam. Nie wiem, jak szybko biegłam, ale po minucie byłam już nad jeziorem. Usiadłam nad brzegiem, złapałam się za kolana i lekko się kołysałam. Po raz pierwszy jestem tu w nocy. I nie żałuje, jest dużo chłodniej i przyjemniej. W końcu uspokoiłam w sobie targające mnie emocje. I wtedy znów go usłyszałam:
- Ty wiesz co oznacza słowo "jutro"? - zaśmiał się Lunas.
-Tak wiem, ale nie uwierzysz co się stało.
Opowiedziałam mu o tym co wydarzyło się u mnie w domu. Przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło. Mało go znam, a czuje jakbyśmy byli przyjaciółmi od dzieciństwa.
Lunas wyczarował dla mnie liść w kształcie miski i przyniósł wodę z jeziora.
- Zakładam, że masz teraz dużo czasu. - rozśmieszył mnie tym - Chcesz posłuchać o Welfix?
- Oczywiście, że tak. - odpowiedziałam rozpromieniona.
- Welfix to średniowieczna kraina z elementami współczesnej techniki, np. lodówki, lampy i wszystko, co jest związane z muzyką. Mieszkają tam wszystkie fantastyczne stwory, jak i zwykli ludzie. Najpierw opowiem ci o najlepszej, najsilniejszej i najpiękniejszej rasie - o elfach.
- Skromny jesteś. - zaśmiałam się.
- No wiem. - puścił oczko - Leśne Elfy to ostatni rodzaj elfów jaki pozostał. Reszta została wyrżnięta przez anioły. - na jego twarzy pojawił się grymas wyrażający gniew.
Dłonie ścisnął w pięści i zaczęły mu się lekko trząść. Jednak po chwili uspokoił się i opowiadał dalej:
- Elfy żyją wiecznie, chyba, że ktoś nas zabije. Może uda ci się zgadnąć ile mam lat! - wykrzyknął z entuzjazmem.
- Yyy... no nie wiem, może z dziewiętnaście?
- Serio wyglądam, aż tak młodo? Mam 485 lat, ale ciałem mam 21 lata.
- To chyba niezbyt normalne, żeby prawie pięciowiekowy mężczyzna rozmawiał z piętnastolatką siedząc nad brzegiem jeziora, co? - spytałam.
Spojrzał na mnie spode łba i machną ręką do góry. Winorośle zaczęły się wić wokół mojego ciała. Przestały, kiedy nie mogłam się już ruszyć i nie mogłam mówić.
- Nie przerywa się starszym. - po tych słowach Lunas wystawił mi język.
Chciałam mu powiedzieć: 485 lat, a zachowuje się, jak pięciolatek. W tym samym momencie spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Podrapał się po głowie i przyglądał mi się chwilkę z zaciekawieniem, aż w końcu znudziło mu się to kontemplowanie i kontynuował:
-  Leśne Elfy potrafią porozumiewać się ze zwierzyną i ptactwem leśnym. Od urodzenia jesteśmy najlepszymi strzelcami z łuków, takie wrodzone umiejętności. Elfa poznasz po długich blond albo srebrzystych włosach, szpiczastych uszach i wysokim wzroście. O i zapomniałbym o niezwykle pięknej urodzie i melodyjnym głosie - wskazał na swoją twarz, a potem zanucił jakąś melodie. - Może masz jakieś pytania? - mówiąc to, tak szeroko się uśmiechnął, że widziałam każdy jego ząb. - To teraz o aniołach. Według religii chrześcijańskiej anioły to niewidzialne istoty od boga, które niosą dobro, co nie? - przytaknęłam. - To tak na prawdę są dusze zmarłych, które ofiarowały siebie w zamian za pokój dla ludzkości, braku chorób śmiertelnych, bla... bla... I jedyne co robią to mu usługują, ale przyznać trzeba, że wtedy stają się w 100% dobrzy. Ogólnie nazywamy je Bezmózgie Parobki, ale samo Parobki też może być. A te prawdziwe anioły to ludzie ze skrzydłami, którzy mają wspaniałe głosy. Każdy z potrafi chować skrzydła. Wystarczy, że się skupią, a one same się zmniejszają i wtapiają w plecy.
Są również driady, nimfy wodne, krasnale, druidzi, wróżki, syreny, fauny i wiele innych wspaniałych istot. Oprócz nich istnieją jeszcze te złe istoty. Nikt nie wie o nich zbyt wiele, bo jak tylko zostają schwytane to albo je zabiją albo wywożą do zakazanego lasu. Podobno, jak się tam wejdzie to już nigdy się nie wychodzi. Słyszałem, że przy życiu pozostały tylko wampiry, wilkołaki, cyklopi, wiedźmy i ... - przełknął ślinę - demony.
Tak długo czekałam na to słowo. Oczy rozbłysły mi, jak dwa brązowe diamenciki. Z tego podekscytowania, aż nie mogłam usiedzieć w miejscu. Jednak mój kochany przyjaciel Lunas pomógł mi się z tym uporać... zacisnął bardziej pnącza. Po chwili kontynuował:
- Demony to istoty, o których wiem tylko podstawowe informacje. Są strasznie agresywne, nieobliczalne i niebezpiecznie. Podobnie, jak wampiry żywią się krwią. Podobno ludzka i anielska to ich ambrozja. Mają czarne oczy, jak są głodne i czerwone, jak najedzone. Ich skóra jest blada, tylko przy oczodołach jest czarna. O i usta też są ciemne. Nie mam pojęcia co ze skrzydłami, ale nigdy ich nie chowają. A wygląd mają różny. Jedni mówią, że są to smocze skrzydła, a inni, że to same kości z przeźroczystą skórą.
- Aaa... cyy... - udało mi się tylko tyle wybełkotać, ponieważ jedno z pnączy, wciąż zaciskało mi usta.
Lunas machnął ręką i łodyga opadła na ziemie.
- A co z tym, że czytam w myślach? - spytałam, wciąż podekscytowana.
- To jest dar. Podobno Belial nadaje je swym dzieciom, ale wątpię czy ty nim jesteś. W końcu nie zrodziłaś się z ognia. Ale nie dziwie się, że go masz. Jesteś pierwszą i jedyną demonicą od tysiącleci.
- Kto to Belial? I czemu tak długo nie było... - nie dałam rady skończyć, nie mogłam wymówić tego słowa. Poczułam żar w gardle.
- Co? Głodna jesteś?
Przytaknęłam głową. Lunas zamknął oczy i nasłuchiwał czegoś. Mnie w tym czasie nosiło od środka. Musiałam jakoś ugasić ten płomień, który pożerał moje gardło. Mózg kazał mi przerwać pnącza i rzucić się na elfa, lecz serce kazało mi wybrać inną drogę. Walczyłam sama ze sobą i nikt mi nie mógł pomóc. W końcu bitwa zakończyła się. Pnącza zostały zerwane. Ja z wbitymi zębami w ciało wysysałam tyle krwi, ile dawałam rady.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś pozostaw komentarz, bardzo mnie to motywuje. :)

2 komentarze: